Z siłowni na bieżnię po złote medale
Agnieszka Kramza: Gosiu, rozmawiamy w intensywnym dla Ciebie okresie, bo jesteś właśnie w trakcie przygotowań do Mistrzostw Polski Masters w lekkoatletyce, które odbędą się 5 lipca w Gorzowie Wielkopolskim. Pierwszy raz wzięłaś w nich udział w ubiegłym roku, zdobywając od razu 2 złote medale w biegu na 100 m i skoku w dal. Jak wygląda Twój treningowy dzień i tydzień? Czy zmieniłaś jakoś sposób treningu, przeszłaś na specjalną dietę?
Małgorzata Soniewicka: Mój tryb treningowy teraz faktycznie nieco się zmienił, bo zamiast na siłowni spotykamy się 3 razy w tygodniu z trenerem na stadionie. Włączam teraz też w plan treningowy rozciąganie, bo jednak ciało po treningach, wszystkich biegach i wyskokach jest mocno pospinane. Diety specjalnie nie zmieniłam, zawsze staram się odżywiać zdrowo i dalej tak robię. Nie stosuję jednak żadnego specjalnego planu żywieniowego, ani dodatkowej suplementacji.
Jak bardzo różni się to Twojej rutyny treningowej, która towarzyszy Ci już od 13 lat, bo właśnie wtedy, w wieku 59 lat zaczęłaś regularne treningi na siłowni?
Tak, przez ostatnie kilkanaście lat ćwiczyłam na siłowni, wykonując przede wszystkim treningi siłowe i ogólnorozwojowe. Natomiast w ostatnich miesiącach, musieliśmy dotychczasowe treningi, jak i przygotowania do mistrzostw zmodyfikować, ze względu na moją kontuzję. Niestety przydarzyła mi się kontuzja barku, miałam uszkodzone rotatory, ortopeda zapowiedział nawet, że muszę mieć operację. To mnie załamało, bo wiadomo, z czym operacja się wiąże - to nie tylko sam zabieg, ale wyłączenie na długi czas z treningów, potem kilka miesięcy rehabilitacji. Postanowiłam szukać innych rozwiązań. Nie poddałam się, skontaktowałam się z innymi lekarzami, fizjoterapeutami i okazało się, że jest szansa, że można spróbować zaradzić kontuzji bez operacji. Nie zrezygnowałam całkowicie z treningów, choć z trenerem postawiliśmy na trening dolnych part ciała i cały czas się rehabilitowałam. Sprawność barku udało się w bardzo dużym stopniu przywrócić. Dostałam zielone światło na start w zawodach, choć muszę uważać w skoku w dal, aby nie upadać na kontuzjowaną stronę ciała. Mam świadomość, że być może w tym roku nie uda się powtórzyć zeszłorocznego sukcesu, ale się nie poddaję i startuję.
Powiedz, skąd u Ciebie rok temu wziął się pomysł na udział w zawodach lekkoatletycznych?
To był zdecydowanie pomysł mojego trenera, z którym zresztą ćwiczę od samego początku, czyli już od 13 lat. Przez ten czas moje mięśnie się rozbudowały i udało mi się znacząco podnieść swoją sprawność, a mój trener uznał, że czas namówić mnie na nowe wyzwanie. Zajęło mu to trochę czasu, bo nie od razu byłam do tego pomysłu przekonana, ale w końcu się zgodziłam. Od momentu decyzji mieliśmy w zeszłym roku 2,5 miesiąca na przygotowanie się do zawodów. To nie było dużo, zważywszy, że nigdy wcześniej nie trenowałam pod kątem zawodów, nie byłam zawodniczką, ale przyłożyłam się mocno do treningów i wywalczyłam 2 złote medale. Choć te miesiące przygotowań nie były łatwe, miałam wzloty i upadki, a na tydzień przed zawodami kategorycznie oświadczyłam trenerowi, że nie jadę. Na szczęście kryzys wiary w siebie pokonałam i pojechałam. To był ogromny stres, ale była tam tak niesamowita atmosfera, tak pozytywna energia, że połknęłam bakcyla i chcę tam wracać.
To, co jeszcze było dla mnie ważne, to spotkanie osób w moim wieku i starszych ode mnie, które mają podobną pasję i dają przykład innym. Do tej pory to ja zawsze byłam tą najstarszą, która daje przykład młodszym od siebie 40-, czy 50- latkom, że się da, że trzeba chcieć, że warto się ruszać. Cieszę się, że się przełamałam, bo zawsze miałam problem z nowościami.
Fit Gocha/Małgorzata
Sport otwiera na nowości i dodaje odwagi
Gosiu, patrząc na Ciebie i słuchając tego co mówisz, naprawdę trudno uwierzyć, że miałaś problem z nowościami. Przecież ciągle próbujesz czegoś nowego!
No właśnie, ciągle próbuję, ale to zawsze jest dla mnie wyzwanie. Ale sport ogromnie mi pomógł w przełamywaniu się i otworzył mnie. Nie tylko na nowe sportowe wyzwania, ale na wyjście do ludzi z moją historią. Moja obecność w mediach społecznościowych, udział w programach telewizyjnych, wywiadach, dyskusjach to jest dla mnie wyzwanie, ale bardzo chcę się dzielić moją historią i inspirować innych. Gdy wiatr dmuchnął mi w żagle, postanowiłam również, że czas zrobić coś z moim językiem angielskim i zapisałam się na zajęcia na uniwersytecie trzeciego wieku, aby mówić lepiej i bez obaw jechać za granicę.
Widzisz już efekty tych zajęć?
Zdecydowanie tak! Te zajęcia przełamały moją blokadę. Nie boję się już mówić, nie przejmuję się tym, że mówię niegramatycznie albo, że zapomniałam jakiegoś słówka. Po prostu czuję się swobodniej, kombinuję, korzystam ze słówek, które pamiętam, aby coś opisać i naprawdę czuję, że zrobiłam postęp. Nie ukrywam, że do tych zajęć zmobilizowała mnie również obawa przed chorobą Alzheimera, a uczenie się nowych rzeczy, w tym przede wszystkim nauka języków to dobry sposób, aby ryzyko zachorowania na tę chorobę znacząco obniżyć.
Nauka, aktywność, duchowość i przyjaciele to patent na dobre życie
Czyli uczenie się nowych rzeczy to dla Ciebie oprócz sportu patent na to, aby żyć w dobrym zdrowiu i świetnej formie fizycznej i psychicznej?
Tak, na pewno! Ale to jeszcze nie wszystko. Do tych 2 filarów dbania o formę psychofizyczną dodam jeszcze 2 kolejne. Na pewno trzeba mieć przyjaciół, otaczać się ludźmi, którzy są nam przychylni, dmuchają w nasze skrzydła. I kolejną częścią układanki jest dla mnie duchowość i dbanie właśnie o tę sferę życia.
Jakie masz patenty na to, aby mieć wokół siebie krąg przyjaznych ludzi?
Przede wszystkim trzeba chcieć i trzeba lubić ludzi. Ja ich lubię i czuję, że automatycznie ich przyciągam. Jestem zawsze uśmiechnięta i mam przyjazny stosunek do ludzi. Już od ponad 20 lat jestem w religijnej wspólnocie “SpoTkanie”. W ramach wspólnoty regularnie się spotykamy, razem wyjeżdżamy, dużo rozmawiamy i mocno się wspieramy. Uczęszczam również na uniwersytet trzeciego wieku, tam jest wiele zajęć, na pewno każdy może coś dla siebie wybrać. Miasto organizuje też na przykład potańcówki dla seniorów, w których dwa razy miałam okazję brać udział i było świetne, międzypokoleniowe doświadczenie. Polecam każdemu, aby szukać okazji do takich spotkań.
Chciałabym wrócić jeszcze do początków Twojej przygody z siłownią, powiedz, skąd miałaś taki pomysł, co było dla Ciebie inspiracją, aby tam pójść i zacząć regularne treningi?
W moim przypadku nie była to motywacja związana np. z odchudzaniem, co często bywa bodźcem do takich decyzji. Nie miałam problemów z nadwagą, zawsze byłam sprawna i lubiłam ruch, tym bardziej, że moje pierwsze studia to była Akademia Wychowania Fizycznego. Nigdy wcześniej nie uprawiałam wyczynowo żadnego sportu, ale zawsze się ruszałam: chodziłam po górach, nurkowałam, jeździłam na nartach. Ale w pewnym momencie, gdy miałam 59 lat, poczułam, że “lata lecą” i muszę jeszcze bardziej zadbać o siebie. Jeszcze zanim na dobre trafiłam na siłownię, chodziłam na różne grupowe zajęcia, ale okazało się, że to nie dla mnie, bo zabrakło mi tam indywidualnego podejścia do człowieka. Takie podejście znalazłam właśnie w treningach siłowych z moim trenerem.
Domyślam się, że szczególnie wtedy, nie znałaś zbyt wielu swoich rówieśników, którzy podejmowali tego typu aktywności? Czy ktoś na tamtym etapie Cię inspirował?
Faktycznie, pod tym względem byłam bardzo oryginalna. Zdecydowanie, ani wtedy, ani w czasach mojej młodości nie było tak wiele osób, a już szczególnie w dojrzałym wieku, które inspirowały do podejmowania aktywności sportowej. Pamiętam Callan Pinckney, twórczynię ćwiczeń callanetics, bo lata temu również te ćwiczenia na pewien czas mnie zaangażowały. Była oczywiście Jane Fonda i jej promowanie aerobiku oraz niezwykle barwne stroje do ćwiczeń, a w Polsce znaną propagatorką ćwiczeń była Mariola Bojarska - Ferenc. Ale na etapie decyzji o pójściu na siłownię nie miałam nikogo takiego. Po prostu spodobała mi się idea ćwiczeń z trenerem personalnym i to był strzał w dziesiątkę, tym bardziej że od 13 lat niezmiennie trenuję z tą samą osobą.
Zmiany pracy i nowe doświadczenia zawodowe
Gosiu, Twoja historia zawodowa była również bardzo ciekawa, bo mierzyłaś się z różnymi zmianami i wyzwaniami.
Tak, po studiach na AWF pracowałam w studium wychowania fizycznego Akademii Medycznej. Praca ze studentami była bardzo ciekawa, wyjeżdżaliśmy na obozy, prowadziłam też z sukcesami drużynę koszykówki. Okazało się jednak, że koło 40 roku życia musiałam zmienić swoją ścieżkę zawodową i zrobiłam studia podyplomowe z pedagogiki specjalnej. Zaczęłam pracę w szkolnictwie specjalnym, jeździłam nawet na olimpiady specjalne z dziećmi, więc to otworzyło przede mną znowu zupełnie nowy świat. To była satysfakcjonująca, choć niełatwa praca. A moją zawodową drogę uzupełnia jeszcze kilka lat współprowadzenia własnej firmy ubezpieczeniowej. To było duże wyzwanie biznesowe, ale również ogrom nauki, dokształcania się, zdobywanie licencji, zarządzanie ludźmi. To było bardzo ważne i cenne doświadczenie.
Wygląda na to, że motyw nauki i zdobywania nowych doświadczeń powtarza się u Ciebie w życiu wyjątkowo regularnie.
Rzeczywiście tak jest i to się nie kończy! Teraz przecież też ciągle się uczę, nie tylko wspomnianego już języka angielskiego, ale i na treningach co chwilę pojawiają się nowe wyzwania do opanowania: np. technika skoku w dal (bieg, odbicie, faza lotu i lądowanie). To bardzo skomplikowane technicznie!
Fit Gocha/Małgorzata
Fit Gocha inspiruje w social mediach
Kilka lat temu zaczęłaś prowadzić swoje profile w social mediach, zaczynałaś od zera i wszystkiego nauczyłaś się sama.
Dla mnie to było spore wyzwanie, powiem nawet, że szaleństwo. Na Instagramie pojawiłam się nieco ponad 3 lata temu, chwilę wcześniej założyłam profil na Facebooku. Do obecności w social mediach namówił mnie trener. Przekonał mnie argumentami, że to, co robię, jest faktycznie dość wyjątkowe i może być inspirujące dla innych ludzi. I o to mi głównie chodzi: aby inspirować. Chciałabym zarażać miłością do sportu, aktywności, bo serce mi się kraje gdy widzę osoby niedołężne, otyłe i wiem, że wielu z nich można po prostu pomóc. Od kiedy rozwijam swój profil, sporo znajomych z mojej inspiracji zapisało się na siłownię, a wiele moich obserwatorek pisze, że to, że pokazuję moje treningi, bardzo je mobilizuje do codziennej aktywności, nawet jak mają gorszy dzień. Zaczynałam w social mediach od zera, ale wszystkiego krok po kroku się uczę, korzystałam nawet z kursów, coraz lepiej sobie radzę i mam z tego dużą frajdę. Cieszę się z tego, że mam taką platformę kontaktów z ludźmi. Szczególnie to doceniam, bo od momentu wystąpienia w programie “Pytanie na śniadanie” dostaję bardzo dużo wiadomości od kobiet, które poczuły się zainspirowane moimi działaniami, szczególnie w kontekście choroby nowotworowej, która również mnie dotknęła.
Nowe życie po chorobie nowotworowej
Pokazałaś dziewczynom, że z choroby nowotworowej nie tylko można wyjść, ale również żyć potem pełnią życia, uczyć się nowych rzeczy i… zdobywać złote medale. Zachorowałaś na raka właściwie na początku swojej przygody z siłownią, prawda?
Tak, choroba pojawiła się mniej więcej po roku ćwiczeń na siłowni. Myślę, że rak był w dużej mierze wynikiem dużej ilości stresów i trudnych przeżyć, które nagromadziły się w moim życiu w poprzednich miesiącach i latach. Diagnoza była dla mnie szokiem, leczenie też nie było łatwe, musiałam przejść 2 operacje, a potem naświetlania. Ale nie poddałam się, wyzdrowiałam i wróciłam do pracy życia i mojej siłowni. Sport bardzo mi pomógł na etapie wychodzenia z choroby, podobnie, jak wiara i ludzie, którzy mnie otaczali. To wszystko dało mi naprawdę ogrom siły.
Trzymamy za Ciebie mocno kciuki na Mistrzostwach Polski w Gorzowie, a co dalej? Jakie masz kolejne plany sportowe?
Mam duży apetyt na udział w mistrzostwach Europy w lekkoatletyce, które w tym roku odbywają się na Maderze. To będzie duże przedsięwzięcie logistyczne i przede wszystkim finansowe, ale mam nadzieję, że uda mi się tam pojechać. Myślę również o powtórzeniu prezentu, jaki sobie zrobiłam na 70 urodziny, czyli locie we flyspocie, czyli tunelu aerodynamicznym. To było wspaniale doświadczenie, mimo że mam lęk wysokości. Podobało mi się, bo bardzo przypominało mi to doświadczenie nurkowania, którym kiedyś bardzo się pasjonowałam. Na moim profilu można zobaczyć film z tego lotu. Jeżdżę również na nartach, więc plan jest taki, aby w kolejnym sezonie zimowym również ruszyć na stoki narciarskie. W lipcu jadę na górską wędrówkę, bo to też jedna z moich pasji. Planów mi nie na pewno nie brakuje
Instagram Fit.Gocha