arrow Wróć
search
Wyszukaj

Literatura i przemijanie. Rozmowa o pięknych i ważnych książkach

O motywie przemijania w literaturze, starszych i młodszych czytelnikach historii o schyłku życia rozmawiamy z dr Katarzyną Witkiewicz — literaturoznawczynią, doktorką nauk humanistycznych, twórczynią podcastu „Literatura Przepiękna", który regularnie trafia do setki najlepszych polskich podkastów.

02.05.2025
Agnieszka Kramza Autor:
Agnieszka Kramza
Katarzyna Witkiewicz
Konsultacja: Katarzyna Witkiewicz
literaturoznawczyni
Literatura i przemijanie. Rozmowa o pięknych i ważnych książkach
Adobe Stock
angle Przemijanie jako motyw literacki
angle Starość w literaturze z różnych części świata
angle Czy istnieje “literatura dla seniorów”?
angle  Ulubione książki o przemijaniu
angle Świat opisany przez poetów

Przemijanie jako motyw literacki

Agnieszka Kramza: Czy starość jest tematem lubianym przez literaturę?

Katarzyna Witkiewicz: Na pewno jest tematem ważnym i obecnym w literaturze od wieków, bo to jeden z uniwersalnych motywów, znany od tekstów antycznych. Już w „Iliadzie” mamy przecież figurę starca — Priama. Czy jest to temat lubiany? W takim potocznym rozumieniu z tym lubieniem będzie różnie, bo starość raz jest ukazywana jako źródło siły i mądrości, a innym razem jako czas osamotnienia czy zamykania kolejnych rozdziałów. Zaryzykuję stwierdzenie, że starość i związane z nią refleksje o przemijaniu są lubiane w takim sensie, że cały czas mają swoich czytelników, bardzo zróżnicowanych, jeśli chodzi o wiek. Może po prostu ludzie kochający literaturę lubią takie tematy. A może to moje złudzenie oparte na tym, że wychowałam się w rodzinie wielopokoleniowej i osobą, z którą rozmawiałam najwięcej o książkach, była moja babcia Łucja. To ona dała  mi umiejętność rozmowy o literaturze z osobami, które nie są „zawodowymi czytelnikami”. A wracając do przemijania, starości czy nawet śmierci: te motywy przewijają się w większości tekstów, które omawiam w swoim podkaście i to chyba one cieszą się największym powodzeniem wśród odbiorców. A słuchają mnie bardzo różne osoby, także te bardzo młode. Sprzyja temu także to, że książek wpisujących się w tę tematykę jest na rynku naprawdę wiele.

Faktycznie wydaje się, że szczególnie w ostatnich latach dla twórców, nie tylko zresztą pisarzy, to bardzo inspirujący temat.

Myślę, że tak właśnie jest, tym bardziej że kultura i sztuka od zawsze się przenikają, a starość jest też wielkim tematem filmowym. Jedna z moich ulubionych książek o starości stała się właśnie kanwą dla filmowej ekranizacji. Mówię o szwedzkiej powieści „Mężczyzna imieniem Ove” Fredrika Backmana, na podstawie której powstały już nawet dwa filmy, w tym ekranizacja z Tomem Hanksem w roli głównej. To bardzo ciepła historia, której bohater nie może sobie poradzić ze śmiercią żony, więc postanawia do niej dołączyć. Ciągle jednak wydarza się coś, co go przed tym powstrzymuje. To jest też opowieść o spotkaniu dwóch różnych światów, bo bohater nagle, początkowo wbrew sobie, wchodzi w relację ze swoimi młodymi sąsiadami, rodzicami małych dzieci. Oni go strasznie irytują, ale z czasem okazuje się, że ta nietypowa znajomość nadała jego życiu nowy sens.

Starość w literaturze z różnych części świata

Myślę też, że z jeszcze jednego powodu możemy mieć wrażenie, że literatura coraz bardziej otwiera się na wątki związane z seniorami. Po prostu świat jest coraz bardziej otwarty i mamy dostęp do literatury z różnych jego zakątków. Między innymi ze Skandynawii, której przykładem będzie właśnie „Mężczyzna imieniem Ove”. Albo literatury japońskiej, w której znajdziemy książkę „Ukochane równanie profesora” Yōko Ogawy o emerytowanym profesorze matematyki, który cierpi na nietypowe zaniki pamięci i potrafi zapamiętać jedynie ostatnie osiemdziesiąt minut. Ma on gospodynię, która razem ze swoim synkiem przychodzi wspierać go w codziennym życiu. I te spotkania tak różnych osób, z różnych pokoleń i światów tworzą interesującą, czułą historię. Twórcy i czytelnicy otwierają się na ten temat również dlatego, że jest coraz więcej mądrych treści, które mówią o starości i umieraniu bez tabu.

Przemijanie i śmierć to chyba nie zawsze był temat, o którym pisano równie otwarcie?

Ze śmiercią w literaturze było tak, że początkowo była to normalna, wręcz jedna z ważniejszych części literatury. W średniowieczu mieliśmy na przykład Ars moriendi (łac. sztuka umierania), w której śmierć i wszystko, co się wokół niej działo miało swój określony porządek i zasady. Potem na przestrzeni wieków to się jednak nieco zmieniało, aż wpadliśmy w pułapkę kultu młodości i superbohaterów. A jeszcze potem pojawiła się era filtrów z Instagrama i skupienie na tym, by za wszelką cenę zatrzymać albo nawet cofnąć czas. Teraz na szczęście to się znowu trochę zmienia, także za sprawą literatury. Wracamy do tematów związanych z przemijaniem i robimy całkiem sporo, by przestać bać się śmierci.

Czy istnieje “literatura dla seniorów”?

Na czytanie o tych tematach gotowi są nie tylko ludzie starsi? A z drugiej strony zapewne nie są to jedyne tematy, o których seniorzy chcą czytać?

Zdecydowanie tak nie jest! Zresztą czytaniu seniorów towarzyszy więcej stereotypów. Na przykład utarło się przekonanie, że starsze panie czytają tylko „obyczajówkę”. A muszę tu wspomnieć o jednej z najważniejszych dla mnie osób, opiekunce mojego doktoratu,  mojej promotorce i mistrzyni prof. Marii Woźniakiewicz-Dziadosz. Dzieli nas niemal 5 dekad życia, a to właśnie ona jest osobą, która dała mi najwięcej świeżego spojrzenia na najnowszą prozę polską i światową. Pani profesor po prostu niespecjalnie interesuje się starzeniem. Zawsze była niezwykle aktywna fizycznie i zawodowo, nawet trudno było mi za nią nadążyć. I wiele osób w starszym wieku, właśnie tak żyje — bez wyczekiwania na koniec i zaczytywania się w literaturze o końcu życia.

 Ulubione książki o przemijaniu

Po jakie tytuły warto sięgnąć, gdy myślimy o lekturze o przemijaniu, o ostatnim etapie życia człowieka?

Książka, którą bardzo lubię i poleciło mi ją również wiele osób to „Krótko i szczęśliwie. Historie późnych miłości”. Agata Romaniuk, autorka, zebrała w niej przeżycia osób, którym na ostatnim etapie życia przydarzyła się wielka miłość. Niektóre z opisanych historii są tak zaskakujące, że aż trudno uwierzyć, że nie są to scenariusze filmowe. To nie są cukierkowe opowieści, niektóre są słodko-gorzkie, nie wszystkie uczucia są spełnione, niektóre trwają bardzo krótko. Dla przykładu: „Patrząc na Marię” opowiada o podopiecznej klasztornego domu opieki. Maria choruje na alzheimera, ale ciągle gra na fortepianie. Między nią a jednym z pracowników — Staszkiem, rodzi się rodzaj nieoczywistego uczucia. Maria widzi w nim różne bliskie sobie osoby, ale dla niego ważne jest to, że on wie, kim ona jest. „Póki ktoś na nas patrzy z czułością, póty istniejemy”, mówi. Inna historia opowiada o byłych kochankach, którzy ponownie spotykają  się po kilkudziesięciu latach. Postanawiają być razem i wycisnąć z życia jak najwięcej. Ta książka daje piękny obraz starości, bo mówi, że jeżeli otworzymy się na nowe, to coś dobrego może się jeszcze zdarzyć.

Wiele dobrych rzeczy przydarza się też bohaterkom innej książki, którą od lat polecam przy każdej okazji, czyli „Akuszerkach” Sabiny Jakubowskiej. Nie jest to książka typowo o „starości”, ale wielopokoleniowa opowieść, w której odnajdzie się osoba w każdym wieku. Osią historii są porody, a głównymi bohaterkami tytułowe akuszerki: Regina Perkowa i jej przybrana córka Franciszka, ich historia zaczyna się jeszcze w XIX wieku. Przez pryzmat kolejnych porodów poznajemy losy wielu kobiet i towarzyszymy im od kołyski aż do późnej starości. Do opisania Reginy przydałoby się słowo, którego niestety w języku polskim brakuje. Zwróciła na to uwagę między innymi Olga Tokarczuk w swojej powieści „Dom dzienny, dom nocny”, opisując inną wspaniałą postać kobiecą: Martę. Otóż w naszym języku brakuje kobiecego odpowiednika słowa „starzec”, rozumianego jako synonim słowa mędrzec, czyli ten szlachetny Priam z „Iliady”, o którym wspomniałam. A właśnie takie słowo najlepiej określałoby Reginę, kobietę pełną życiowej mądrości.

I jeszcze jedna książka, którą chciałabym polecić — ostatnia powieść Paula Austera „Baumgartner”, opowieść o emerytowanym profesorze filozofii, który mimo życiowego spełnienia bardzo cierpi z powodu śmierci swojej żony. Choć książka zaczyna się tragifarsą, to cały czas gdzieś w tle jest tęsknota za Anną, za innym życiem, które z nią przeżywał. Powieść Austera jest też wielkim pytaniem o to, jak po takiej stracie żyć i czy warto zaczynać coś nowego. To pytanie jest zresztą bardzo uniwersalnym pytaniem w kontekście starości. “Baumgartner” jest mimo wszystko wypełniony nadzieją i pogodą. Jest tam piękny wątek o tym, jak wiele z relacji międzypokoleniowych czerpią obie strony. Często mówimy, że powinniśmy się interesować ludźmi starszymi, bo oni nas potrzebują. A ja uważam, że jest wręcz odwrotnie — to my, młodsi ich potrzebujemy. Są to przecież osoby, które wiele przeżyły i mają ogromne doświadczenie w różnych życiowych sytuacjach. Dla bohatera książki — profesora Sy’a ważne jest to, żeby mieć jakiś punkt zahaczenia w przyszłości, cel, dla którego warto żyć. I szczęśliwie taki cel się pojawia.

A jak jesień życia pokazana jest w krótszych niż powieść formach literackich?

Jeśli krótkie formy, to od razu przychodzą mi na myśl „Opowiadania” Jarosława Iwaszkiewicza. Pisarza, który właściwie niezależnie od tematu, którym się zajmował, zawsze pisał o przemijaniu. „Opowiadania” to teksty, w których pozornie niewiele się dzieje, na przykład w „Pannach z Wilka” mamy bohatera, który po latach wraca w swoje rodzinne strony. Ten bohater nie jest stary w sensie obiektywnym, ale jest w jakiś sposób już „złamany”. Warto wspomnieć, jak pięknie Andrzej Wajda filmował tę prozę — przywołane „Panny z Wilka czy „Tatarak”. A skoro mówimy o Iwaszkiewiczu w kontekście jesieni życia, to bardzo lubię jego postulat „pracy do końca”. Niekoniecznie w sensie pracy zawodowej, ale jakiegoś sensownego zajęcia, które nam zapewnia aktywność i sprawia przyjemność. Teksty Iwaszkiewicza, szczególnie te późne, określiłabym jako kontemplacyjne i tu faktycznie starsze osoby mogą docenić je bardziej niż na przykład uczniowie czytający je przez lata jako lektury szkolne.

Pisane przez wiele dekad „Dzienniki” Iwaszkiewicza, przywodzą mi na myśl dzieło innego pisarza, który dzienniki tworzył przez większość swojego życia, czyli Sandora Maraia.

Tak, i przy okazji tego pisarza warto wspomnieć również o innej jego książce, czyli powieści „Żar”. To niewielka objętościowo pozycja, z niesamowitą historią generała, który całe życie czeka na jedno spotkanie i nie może odejść z tego świata, dopóki to spotkanie się nie odbędzie. Dopóki nie zostanie rozwiązana zagadka, której rozwiązanie jest już w sumie od dawna ustalone. To jedna z moich ukochanych książek, szczerze ją polecam każdemu, bez względu na wiek. O tym tytule, podobnie jak o kilku pozostałych tutaj wspomnianych, opowiadam szczegółowo w odcinkach mojego podkastu.

W podkaście wspomina pani między innymi, że Wiesław Myśliwski to jeden z pani ulubionych autorów, a to właśnie pisarz, który o przemijaniu pisał wyjątkowo.

Rzeczywiście, mówię tam o moim ukochanym „Traktacie o łuskaniu fasoli” tego autora. To przepiękna, poruszająca książka, która może trafić do bardzo różnych osób. „Traktat” zaczyna się tak, że narratora zaczepia przybysz, pyta go o możliwość kupienia fasoli i ten go zaprasza do wspólnego łuskania. Czyli do czynności, która kiedyś była jednym ze zwykłych elementów codzienności, ale też okazją do jednoczenia się w rozmowie. Ludzie gromadzili się wokół fasoli i łuskając bez końca, opowiadali sobie historie. W tych spotkaniach uczestniczyli i dorośli, i dzieci, wszyscy na równych zasadach. Proza Myśliwskiego jest bardzo czuła i melancholijna, a odczytywanie jej znaczeń bardzo zależy od tego, w jakim momencie życia jesteśmy. Są osoby, które widzą w niej ukrytą rozpacz, inne — tęsknotę za tym, co minione, a jeszcze inne, siłę płynącą z opowieści.

Ktoś mi powiedział, że po przeczytaniu „Traktatu…” poczuł zazdrość, że kiedyś ludzie mieli tyle pretekstów do spotkań i snucia opowieści.

Pewnie tak właśnie było. Ludzie kształtowali przy tym również umiejętność słuchania. O tym mówiła też w swoim eseju Olga Tokarczuk, że dziś zachowujemy się jak chór solistów. Wszyscy chcemy mówić, koniecznie opowiedzieć o tym, co u nas. Mówimy non stop, ale nie spotykamy się w dialogu. I w tym ostatnim etapie życia ujmujące jest to, że w końcu nie musimy się spieszyć. Przybysz z „Traktatu…” też jest na początku trochę zaskoczony koniecznością łuskania fasoli, ale potem poddaje się atmosferze spokoju i czasu na opowiadanie historii. 

Świat opisany przez poetów

Czas, który odzyskujemy dla siebie to być może też dobry moment na czytanie poezji, prawda? Często odsuwamy ją „na kiedyś”, na moment kiedy będzie więcej czasu na skupienie…

A zamiast odkładać, lepiej po prostu położyć tomik przy łóżku i czytać choćby kilka wersów przed snem. Mam dzisiaj ze sobą poezję Czesława Miłosza oraz niedawno zmarłej wspaniałej poetki Krystyny Miłobędzkiej. Ona miała wielki dar pisania niezwykle lapidarnych, ale bardzo zapadających w pamięć wierszy, czasem jednowersowych. Myślę zresztą, że pisanie poezji o przemijaniu najlepiej wychodzi ludziom starszym, które już wiele przeżyły, jak wspominany wcześniej Iwaszkiewicz i jego tom „Mapa pogody” z moim ukochanym wierszem: „Stary poeta”. I trochę wbrew temu, chciałabym jeszcze polecić tom wierszy Miłosza napisany przez poetę w stosunkowo jeszcze młodym wieku. „Ocalenie”, czyli wiersze wydane po raz pierwszy w 1945 roku, dość zróżnicowane pod kątem tematycznym, bo są tu także teksty o doświadczeniu wojny. To piękna i głęboko humanistyczna twórczość. Bardzo zachęcam wszystkich do czytania poezji, do konfrontowania naszego świata ze światem tworzonym i opisywanym przez poetów.

W ostatnich latach wielką popularność zyskała autobiograficzna książka amerykańskiej pisarki i dziennikarki Joan Didion „Rok magicznego myślenia”. To przejmująca opowieść o kobiecie, której zupełnie niespodziewanie umiera mąż.

Tak, to bardzo intensywna proza, czyta się ją w dużym napięciu. Didion próbuje w niej zrozumieć, dlaczego w trakcie kolacji podobnej do setek innych, nasze życie może zupełnie się zmienić. Zresztą podobnie przejmująca je st kolejna książka autorki.  „Błękitne noce” to wspomnienie o, zmarłej zaledwie półtora roku po swoim ojcu, córce Didion. To jedne z najlepszych znanych mi książek o żałobie i radzeniu sobie z pamięcią o najbliższych, którzy odeszli.

Czy o przemijaniu najpiękniej, najgłębiej potrafią pisać starsi twórcy, którzy sami już wiele przeżyli?

Chyba faktycznie tak jest. Tacy pisarze mogą czerpać z własnego życia, a tego typu doświadczenia bardzo trudno jest „podrobić”. Na przykład odwołując się do wspominanych dzisiaj dzienników, czy innych relacji dokumentujących życie autora, to mogą one powstać dopiero po przeżyciu określonych historii. Możemy zresztą zrobić ciekawe porównanie różnych fragmentów „Dzienników” Iwaszkiewicza, które pisarz prowadził przez większość swojego życia. Pierwsze tomy są oczywiście ciekawe ze względu na opis jego warsztatu czy życia literackiego, ale to te późne „Dzienniki” są najpiękniejsze. Perspektywa osoby, która ma 30,40 lat, jest zupełnie inna niż perspektywa osób starszych, które z racji wieku i doświadczeń widzą więcej i pełniej. Trudno po prostu zobaczyć taką samą panoramę z połowy zbocza jak z samego szczytu góry.

Na zdjęciu dr Katarzyna Witkiewicz 

Twoja opinia jest dla nas ważna - oceń artykuł:
Średnia ocena artykułu: 5,0 / 5
star star star star star
Średnia ocena artykułu: 5,0 / 5