Chory mężczyzna w domu

Chory mężczyzna w domu
Chory mężczyzna w domu może być utrapieniem. Mężczyźni zdają się z upodobaniem wchodzić w rolę domowego pacjenta i z powodu przeziębienia stawiają często cały dom na równe nogi. Tu go boli, tam cierpi, gorączka rozkłada i trzeba natychmiast lecieć na ratunek. Odsiecz podąża ze wszystkim co w domowej apteczce, ale i to może nie wystarczyć. Przejęty boleściami  wydaje komunikaty o własnym stanie zdrowia tak by nikomu z domowników nie umknęło nic z przebiegu choroby. Ciekawe, że kobieta dopiero o dwa stopnie wyżej kładzie się do łóżka i gotowa jeszcze z katarem do pasa i suchotami stawać do garnków  i ochajtnie chałupę, żeby na tym jej chorobowym nie zarosło wszystko brudem. Może na czas tego L-4 kobiety powinny jednak oddawać ster mężczyznom tak by mogli niańczyć, chuchać  i dmuchać, serwować do łóżka i donosić medykamenta wszelakie. Pozwólmy sobie na L-4 także w domu, to nie zwalnia li tylko od obowiązków służbowych:). Jeśli ma leżeć to leżeć martwym bykiem i już.
Moja znajoma twierdzi, że grypa jej męża paraliżuje cały dom. Zmienia kompresy, leci z maściami, naciera, gotuje rosołki, a facet grymasi i zamawia ciągle nowe kuracje. Nikt z domowników nie zauważa jej zapalenia płuc, bo przecież jak w końcu jest w domu, to przy okazji ogarnie dziatwę  i domostwo:).
A tak na marginesie to nie do pozazdroszczenia chorowanie w pojedynkę. Pojawiają się przyziemne problemy, kto po chleb w trzecim dniu gorączki skoczy, kto wyprowadzi psa, ugotuje pożywną strawę  i takie tam. Bida, nie ma co. Kto nie przechorował się pojedynczo ten nie wie, czym to pachnie. Trochę wieje grozą, jak pomyśleć o dalszej perspektywie:). Oczywiście z odsieczą mogą biec sąsiedzi, znajomi, ale ...
Mężczyźni chorując zdają się absorbować więcej uwagi otoczenia niż kobiety, a przynajmniej taki mamy stereotyp:). Kobiety chętnie narzekają na zalegającego w domu chłopa i podśmiewają się, że złożony katarem obchodzi się sam ze sobą jak z ciężko chorym i że całe męstwo pryska. Czy to prawda? Chyba jak zwykle przypinamy  facetom łatkę:).
Na szczęście mój mąż nie należy do tych, co od kataru słaniają się na nogach i przy 37 są obłożnie chorzy. Tu się wyrodził z rodu męskiego:)? A że w chorobie lubimy być rozpieszczani, lubimy jak nam się pod nos podetknie i o zdrowie zapyta? Ludzka rzecz, w końcu jak człowiek słabuje to mu potrzeba wsparcia, ciepłego słowa i troski czy aby wszystko co niezbędne (góry chusteczek termometry, wywary i napary) ma pod ręką.
A tak na serio to w "zdrowym" domu:) choroba budzi naturalne odruchy.  Nikt nie musi się dopominać wtedy o lepsze traktowanie, odrobinę uwagi czy pomoc:).  Zwyczajnie chce się pomóc, zaopiekować, posiedzieć u wezgłowia:) i pozwolić pokaprysić;))
kunegunda:)
Chory mężczyzna w domu może być utrapieniem. Mężczyźni zdają się z upodobaniem wchodzić w rolę domowego pacjenta i z powodu przeziębienia stawiają często cały dom na równe nogi. Tu go boli, tam cierpi, gorączka rozkłada i trzeba natychmiast lecieć na ratunek. Odsiecz podąża ze wszystkim co w domowej apteczce, ale i to może nie wystarczyć. Przejęty boleściami  wydaje komunikaty o własnym stanie zdrowia tak by nikomu z domowników nie umknęło nic z przebiegu choroby. Ciekawe, że kobieta dopiero o dwa stopnie wyżej kładzie się do łóżka i gotowa jeszcze z katarem do pasa i suchotami stawać do garnków  i ochajtnie chałupę, żeby na tym jej chorobowym nie zarosło wszystko brudem. Może na czas tego L-4 kobiety powinny jednak oddawać ster mężczyznom tak by mogli niańczyć, chuchać  i dmuchać, serwować do łóżka i donosić medykamenta wszelakie. Pozwólmy sobie na L-4 także w domu, to nie zwalnia li tylko od obowiązków służbowych:). Jeśli ma leżeć to leżeć martwym bykiem i już.
Moja znajoma twierdzi, że grypa jej męża paraliżuje cały dom. Zmienia kompresy, leci z maściami, naciera, gotuje rosołki, a facet grymasi i zamawia ciągle nowe kuracje. Nikt z domowników nie zauważa jej zapalenia płuc, bo przecież jak w końcu jest w domu, to przy okazji ogarnie dziatwę  i domostwo:).
A tak na marginesie to nie do pozazdroszczenia chorowanie w pojedynkę. Pojawiają się przyziemne problemy, kto po chleb w trzecim dniu gorączki skoczy, kto wyprowadzi psa, ugotuje pożywną strawę  i takie tam. Bida, nie ma co. Kto nie przechorował się pojedynczo ten nie wie, czym to pachnie. Trochę wieje grozą, jak pomyśleć o dalszej perspektywie:). Oczywiście z odsieczą mogą biec sąsiedzi, znajomi, ale ...
Mężczyźni chorując zdają się absorbować więcej uwagi otoczenia niż kobiety, a przynajmniej taki mamy stereotyp:). Kobiety chętnie narzekają na zalegającego w domu chłopa i podśmiewają się, że złożony katarem obchodzi się sam ze sobą jak z ciężko chorym i że całe męstwo pryska. Czy to prawda? Chyba jak zwykle przypinamy  facetom łatkę:).
Na szczęście mój mąż nie należy do tych, co od kataru słaniają się na nogach i przy 37 są obłożnie chorzy. Tu się wyrodził z rodu męskiego:)? A że w chorobie lubimy być rozpieszczani, lubimy jak nam się pod nos podetknie i o zdrowie zapyta? Ludzka rzecz, w końcu jak człowiek słabuje to mu potrzeba wsparcia, ciepłego słowa i troski czy aby wszystko co niezbędne (góry chusteczek termometry, wywary i napary) ma pod ręką.
A tak na serio to w "zdrowym" domu:) choroba budzi naturalne odruchy.  Nikt nie musi się dopominać wtedy o lepsze traktowanie, odrobinę uwagi czy pomoc:).  Zwyczajnie chce się pomóc, zaopiekować, posiedzieć u wezgłowia:) i pozwolić pokaprysić;))
kunegunda:)