Starość się Panu Bogu nie udała

kunegunda_smallNie zdarzyło mi się usłyszeć z ust młodego człowieka, że starość się Panu Bogu nie udała. Nie dziwota. Syty głodnego:) i takie tam. Empatia powstaje w nas najczęściej dopiero przez doświadczenie:(.
Sprawiedliwości nie ma, gdyby się dało emeryturę odbębnić za młodu to by dopiero było. Tymczasem podobno:) będziemy pracować do 67 roku życia, to już chyba za krótka będzie ta kołdra,żeby zdążyć ogródek pooprawiać lub chociaż doniczki na oknie:). Emerytura , o ile jej ktoś doczeka:P, usłana jest nie tylko wiecznym spaniem i oglądaniem tv czy wycieczkami dla bogatych Amerykanów po świecie. To raczej swoisty slalom, choć w zwolnionym już nieco tempie, między bardzo podobnymi obowiązkami, co przez pierwsze 60 lat:). Tyle tylko, że wszystko wolniej się robi i organizacja mimo nabytego doświadczenia nie taka dobra. Chociaż może organizacja  nie szwankuje, ale dochodzi do tego dokładność. Młody człowiek, zgoniony jak pies,  opędzluje w biegu kanapkę, nogą upcha ciuchy do pralki i jakoś to leci.

Czytaj więcej...

Wesołe jest życie staruszka...:)? Czasami, bardzo:)

kunegunda_small

szyscy znamy  samotnie człapiących po świecie starszych ludzi. Wielu z nich wcale nie cieszą nadchodzące wakacje, bo wolne oni mają od lat. Planów specjalnie długaśnych tez nie snują , bo teraz już biorą z ich półki. Szaleć za ZUS-owskie kieszonkowe też się specjalnie nie da, więc kamuflują się w starych jesionkach, biorą parę rekwizytów z ubiegłych dziesięcioleci (jakaś siatka pamiętająca czasy świetności w latach 60 letnich, wysłużony parasol) i wtapiają się w tłum.
Gros z nich przepycha dzień za dniem  przeliczając uważnie  drobniaki w portmonetce i trawiąc godziny w poczekalniach przed gabinetami. Dni się nie wloką, bo wstanie z łóżka , codzienne domowe obowiązki zajmują dwa razy tyle czasu, co kiedyś, a i bez poobiedniej drzemki nie da się dotrwać do wieczora. I tak jeszcze jak człowiek sam wstaje i idzie po zakupy to ma się z czego cieszyć,że sobie radzi i ,że nie dopadła go jeszcze niedołężność.
Pan Bóg nierychliwy i wcale nie taki sprawiedliwy, nie obdarowuje wszystkich słodką , kolorową starością. Na szczęście moja mama lata jeszcze jak fryga, ma bystre oczy , jeszcze bystrzejsze riposty i choć (moim zdaniem dla bajeru:) ) chodzi o lasce, to jej 4 młodość upływa nie wiele gorzej niż ta druga i trzecia.

Wszyscy znamy  samotnie człapiących po świecie starszych ludzi. Wielu z nich wcale nie cieszą nadchodzące wakacje, bo wolne oni mają od lat. Planów specjalnie długaśnych tez nie snują , bo teraz już biorą z ich półki. Szaleć za ZUS-owskie kieszonkowe też się specjalnie nie da, więc kamuflują się w starych jesionkach, biorą parę rekwizytów z ubiegłych dziesięcioleci (jakaś siatka pamiętająca czasy świetności w latach 60 letnich, wysłużony parasol) i wtapiają się w tłum.

Gros z nich przepycha dzień za dniem  przeliczając uważnie  drobniaki w portmonetce i trawiąc godziny w poczekalniach przed gabinetami. Dni się nie wloką, bo wstanie z łóżka , codzienne domowe obowiązki zajmują dwa razy tyle czasu, co kiedyś, a i bez poobiedniej drzemki nie da się dotrwać do wieczora. I tak jeszcze jak człowiek sam wstaje i idzie po zakupy to ma się z czego cieszyć,że sobie radzi i ,że nie dopadła go jeszcze niedołężność.

Czytaj więcej...

Metroseksulany dziadek i wylaszczona babcia:)

Metroseksulany dziadek i wylaszczona babcia:).
Klasyka zdjęcia dziadków to  koronkowy kołnierzyk, staromodne uczesanie,  wykrochmalone mankiety dziadka,  pluszowa sofa  i w tle rodzinne portrety. Idylla i to taka że za serce chwyta i przywołuje obrazy z wczesnego dzieciństwa. Tak bardzo za serce  chwyta, że producenci jak mogą odwołują się do tego obrazka reklamując towary  hasłami typu: konfitury babuni czy solidne jak u mojego dziadka. Dobry kit, bo żadne meble z taśmy teraz nie mają tamtej jakości, a rogaliki babuni nie widziały na oczy kuchni, masła a już tym bardziej samej receptury babuni, No, ale reklama dźwignią handlu:).
Wszystkim  ciepło kojarzą się rogaliki babuni,  zapachy świątecznych ciast,  powideł. Wielu z nas ma w pamięci jakieś ręcznie robione serwetki, ledwo czytelne zdjęcia w albumach i stare bibeloty. Wszystko co miała babcia inaczej pachniało  - nie koniecznie w wyniku  użycia naftaliny:) - miało swoją historię i niepowtarzalny design:).
Zastanawiam się czy my będziemy takimi samymi dziadkami. Takimi pogodnym z uśmiechem na twarzy, ale trochę trącącymi już myszką:) I co wtedy będzie ta myszką? Obecne bezprzewodowe:P? Czy i nasze przedmioty codziennego użytku pokryją się swoista patyną i będą znakiem dawnych czasów. No taki fotel z IKEI:) czy kubek z DUKLI:)?
Trochę mnie korci zgadnąć czy my, obecni przedstawiciele średniego pokolenia, zaganiani, stawiający często na mieć, a nie być,  będziemy umieli przepoczwarzyć się z wyprasowanych, solariowych lasek, metroseksualnych chłopców, garniturowych pampersów  w dziadków. W takich spokojnie czuwających nad resztą rodziny, przyprószonych  siwizną, pooranych zmarszczkami?
No diabli wiedzą. Może nam już tak zostanie i będziemy dalej brali kredyty, zmieniali laptopy i komórki jak rękawiczki, chodzili na swinger-party, czatowali, blogowali i nie znajdzie się w nas ta krztyna altruizmu, żeby zagnieść szarlotkę , poniańczyć wnuki czy coś zacerować:).Czy ci panowie ,którzy teraz biegają po mieście  w garniturach z laptopami będą za 50 lat budowali własnym sumptem ogrodowe altanki, a ich żony będą spędzały dnie an robieniu weków:)? Czy będziemy zbierali rodzinne pamiątki i gromadzili stare przedmioty? No ciekawe, ciekawe:), co z nas wyrośnie:)
Trochę wątpię czy damy radę wyrosnąć na takich klasycznych dziadków. Chyba jednak już nie te czasy. Ciekawe jak będą wyglądali obecni 30 i 20 latkowie jako emeryci? :)Na pewno nie będą przypominali stereotypowych starców jakich znamy z ostatnich dziesięcioleci. Znikną już do tego czasu z krajobrazu kwiaciaste chusty staruszek klepiących pacierze w kościele, drewniane różańce, święte obrazki, kilimy, drewniane laski, piernaty i wszystkie rekwizyty, które dotychczas kojarzyły nam się ze starością. Trochę szkoda. No, ale co robić? Mamy bawić się w kostiumologów i dla zachowania tradycji przyodziewać się w szydełkowane kamizelki, upinać warkocze w koki i paradować w zapaskach:)?
Raczej ten numer nie przejdzie:). Jako staruszkowie będziemy  pewnikiem paradować po świecie z implantami, ostrzyknięci botoksem , uzbrojeni w znane nam z naszej młodości zdobycze techniki. Sędziwy starzec w autobusie z laptopem? Żadne halo:). 80-latka w bezprzewodowych słuchawkach zamiast moherowego berecika? To będzie normalka:).Wszyscy zamiast aparatów słuchowych mp3 i wzrok utkwiony w szybę. Eureka! Już nie będziemy musieli nikomu ustępować miejsca w autobusie, to nam będą ustępować:).
Dziś coraz więcej 60-latków  nie odstaje ubiorem a często i sylwetką, fryzurą, że o mentalności i ciekawości świata nie wspomnę:), od 30-latków. Zdarza się zobaczyć 70-latków, którzy jak reszta świata kupują ciuchy w reserved, tatuum, spotykają się ze znajomymi nie u Miecia Foga, a w Green Cofee  i wiedzą co to iPod czy iPhon, a nawet ich  z powodzeniem używają.. Śmigają w necie jak frygi i wcale nie w głowie im dreptać o balkoniku w przedpotopowej piżamie.
Jeśli już teraz widać różnice  (także w podejściu do świata, życia , do siebie samych)  w stosunku do poprzednich pokoleń staruszków, to co będzie jak my  będziemy tymi starcami? Kiedyś babcia i dziadek kojarzyli się z jakimiś zamierzchłymi czasami i byli raczej reliktem poprzedniej epoki niż częścią współczesności..
No nie wiem czy i my będziemy lepić pierożki naszym wnuczkom, przyrządzać leguminy, czy nam stykanie chęci i umiejętności, żeby tworzyć wnukom takie miłe wspomnienia jak my miewamy. Czy będziemy umieli odsunąć się w cień i być tłem dla nowych pokoleń:)? . Może ograniczymy się do wspólnego grania na komputerze czy wymiany plików z muzyką lub zdjęciami:).
Nie będzie już odcinków renty przynoszonych przez listonosza, bo w każdej pipidówie emeryt będzie miał internet. Pewnie  jeszcze przed śmiercią będziemy klikać na czacie z łoża boleści albo  machać  znajomym na wieczne pożegnanie  na skypie.
kunegunda?

kunegunda_small

Klasyka zdjęcia dziadków to  koronkowy kołnierzyk, staromodne uczesanie,  wykrochmalone mankiety dziadka,  pluszowa sofa  i w tle rodzinne portrety. Idylla i to taka że za serce chwyta i przywołuje obrazy z wczesnego dzieciństwa. Tak bardzo za serce  chwyta, że producenci jak mogą odwołują się do tego obrazka reklamując towary  hasłami typu: konfitury babuni czy solidne jak u mojego dziadka. Dobry kit, bo żadne meble z taśmy teraz nie mają tamtej jakości, a rogaliki babuni nie widziały na oczy kuchni, masła a już tym bardziej samej receptury babuni, No, ale reklama dźwignią handlu:).
Wszystkim  ciepło kojarzą się rogaliki babuni,  zapachy świątecznych ciast,  powideł. Wielu z nas ma w pamięci jakieś ręcznie robione serwetki, ledwo czytelne zdjęcia w albumach i stare bibeloty. Wszystko co miała babcia inaczej pachniało  - nie koniecznie w wyniku  użycia naftaliny:) - miało swoją historię i niepowtarzalny design:).
Czytaj więcej...

Miłość po 40-tce:)

miłość po 40-tce:)
Nastolatki zakochują się szaleńczo i bez opamiętania. On gotów jest wystawać godzinami pod jej oknem, wyda ostatnie zaskórniaki na bukiecik niezapominajek i narazi się na burę w domu za spóźnienie, żeby tylko ukochaną odstawić  pod dom.
Ona popełni dla niego niejedno głupstwo, będzie pieczołowicie przechowywać jego listy  i sterczeć godzinami przy oknie, żeby zobaczyć go choćby z daleka. Zakochanym nastolatkom wydaje się,że świat i przyszłość do nich należą. Chcą  i przenoszą góry, budują zamki. I co z tego, że  na ogół na piasku:)? Piękne prawda? Piękne  i powtarzalne:), nawet 20 lat później. Jeśli tylko nie wystudzimy serca, nie pozwolimy , żeby nam zmąciły czystość uczuć złe doświadczenia to możemy jako ludzie dojrzali kochać już o wiele mądrzej, rozumniej, ale równie gorąco i obłędnie:).
Te pierwsze  porywy serca, niepokój, oddanie, poświęcenie  są  wzruszające, ale niestety na ogół nie mają jeszcze wielu narzędzi, które pozwolą pielęgnować  uczucia i przetrwać  długie lata. W większości przypadków kraksa nieunikniona i nie da się od pierwszego zakochania doczekać szczęśliwie do grobowej deski.
Pierwsza sprzeczka, jakaś niepewność czy  jedne wakacje w rozłące potrafią skutecznie wyleczyć zakochanych. Za którymś takim wypadkiem zdajemy się pojmować reguły gry, że nie pierwsza to i nie ostatnia miłość. Wlewa się w nas po kropelce cynizm i już nie damy sobie tak łatwo kolejny raz zrobić kuku, a już w żadnym wypadku nie stać nas na oddanie całej duszy.  20-latkowie patrzą już nieco inaczej na świat, nie zakochują się na miesiąc czy dwa i łatwiej znoszą kryzysy. Nasłuchali się  już, że czasem trzeba wytrwać a  i sami czują, że to nie tylko gorąca namiętność , ale jeszcze trzeba zaoferować drugiej stronie wyrozumiałość, stabilność  uczuć i że  tylko na flircie czy zachłyśnięciu  nie da  się trwale budować. W końcu zdaje im się, że wiele przemyśleli, zobaczyli, przeżyli  i są gotowi związać się na całe życie. Jak czują tak robią i to bez wahania.
Okazuje się, że i oni jeszcze  na ogół nie są gotowi by sprostać wszystkim wyzwaniom, potknięciom, monotonii dni, niepowodzeniom czy wątpliwościom jakie zaczynają człowiekiem targać przed 30-tką. Już nie ma człowiek nastu lat i wie, że nie wszystko przed nim stoi otworem i oczywiście szuka dziury w całym. Szuka odpowiedzi na pytanie " Co ja tutaj robię?" i "Po co to wszystko?". Jak nie widać przejrzyście horyzontu  i coś się babrze to najłatwiej obwinić najbliższą osobę.
Naturalnie są chlubne wyjątki i widać to gołym okiem z tych mądrych i dojrzałych komentarzy  osób, które weszły wcześnie w związki i potrafiły mądrze i z miłością przebrnąć do 40-tki i ociupinkę dalej:). Ale czy nie jest tak, że  w wielu domach po prostu się zaplączą:). Ona pojedzie sama na wakacje, on skoczy gdzieś nad morze z kumplami i tam się "w kimś zachwyci" niczym Bronek Talar:). Tu pieluchy tam kredyt, na dokładkę obiady u teściów, stres w pracy , kłótnia o to czy czerwona kanapa  czy brązowa sofa i ani się człowiek obejrzy a już nie ma do kogo pisać miłosnych listów.
Niestety wielu zapomina o uniesieniach, które ich skłoniły do bycia razem i poddaje się lawinie burknięć, warknięć, złorzeczeń, a wypominaniom zaniedbań i uchybień nie ma końca. No "niewyróba" :), wszystko wbrew zasadom BHP:). Opłatek po opłateczku odkłada się coś na dnie serca  i nie ma z czasem śladu po płomiennej miłości. Może  i deklarują jeszcze, że się kochają, ale na ogół z jakimś dodatkiem w nawiasie: no kocham tak jak się kocha po tylu latach, albo kocham, ale nie jestem zakochany/a.
Jeszcze publikacje psychologów utwierdzą, że tak być musi, bo po 2 latach mija chemia (czyt. popęd) i  jeśli nie ma jakiejś dużej siły odśrodkowej co to wszystko z hukiem rozpirzy:) to się tak człowiek przekolebie w tym rozklekotaniu uczuć. Sfrustrowany i zdziwiony, że tak to się porobiło. A porobiło się, bo zamiast  odbierać bodźce zewnętrzne, uczyć się na błędach, uczyć miłości, dawania ciepła, szukania rozwiązań sami fundujemy sobie rozgardiasz.
Nie znaczy to, że jeśli komuś się raz nie udało to nie będzie umiał w przyszłości poskładać wszystkich doświadczeń i przemyśleń w jeden dobry poradnik życiowy.
Kto powiedział, że ten dar szaleńczego zakochania musi nam zostać odebrany, że nie da się przez pryzmat zawodów oddać komuś serca na dłoni, że nie można po dobroci, z czułością i płakać z radości po latach?
Można, tylko jeśli nam nie dana ta mądrość za młodu, jeśli nie nauczono nas jej w domu to trzeba czerpać z doświadczenia, obserwacji, przetwarzać nowe dane , wyciągać wnioski i próbować... Próbować odkurzyć w sobie te szczenięce uczucia, okrasić je tym o co jesteśmy mądrzejsi, dodać  ze dwie łyżki cierpliwości, szczyptę  pogody ducha, odcedzić całą nabytą żółć, odparować uprzedzenia i obawy i codziennie mieszać od nowa, miłość, łagodność, zrozumienie i... OCZAROWANIE!:)
Za młodu można się zakochać na zabój, bez żadnych warunków, bez pamięci, ale dojrzałość nie powinna i często wcale nas nie odcina od tej cudownej umiejętności chęci oddania siebie całego ukochanej osobie. Nie ma powodu, żeby ona  nie czekała na niego z drżeniem serca i spoconymi dłońmi tylko dlatego, że już swoje wie i ma 40 lat i nie da się kolejny raz "podejść":). Nie ma przeszkód, żeby i on  pędził do niej jak zakochany sztubak na złamanie karku. Że nie mogą, nie dadzą rady,  bo  mają na plecach garb ostrzeżeń, poparzeń i wszystko już im zobojętniało? Dla mnie bzdura:).
Zdawać by się mogło, że ludzie dojrzali , przytłoczeni bagażem złych i smutnych doświadczeń,  rozczarowań, niezwykle ostrożnie budują nowe związki i nie brak w nich wyrachowania, dystansu i trzeźwego spojrzenia. Niewątpliwie wielu 40-latków to ludzie kuci już na 4 nogi, co to swój rozum mają , nie dadzą dmuchać sobie w kaszę i jeśli wejdą w związek to tylko w taki z solidnymi gwarancjami i z minimalna ilością niewiadomych. On patrzy z ukosa czy aby jej nie nęci jego ciepła posadki i zasobny portfel, ona zatrwożona:) - ale się mnie rymnęło:) -  czy on jej nie opuści wraz z opuszczającym się biustem:P. Jeśli jednak mimo balastu przeszłości nie zatracimy nastoletniej świeżości to właśnie teraz mamy szansę na prawdziwą miłość, dobrą, mądrą , rozumną i szaleńczą. Bogatszą o świadomość czego nam trzeba, czego szukamy, co umiemy i chcemy dać. Barwniejszą o to  w co obrośliśmy i nie mam tu na myśli wypasionego audi ani basenu przy 400-metrowej willi.
Wydaje mi się, że do prawdziwej miłości trzeba dojrzeć, poznać meandry uczuć, zasadzki życia i wtedy jeśli potrafimy zakochać się jeszcze raz na oślep jak w  8 klasie to taka miłość gniotsia nie łamiotsa:), wszystko przetrwa  i będzie coraz dorodniej rozkwitać i co wiosnę na nowo dojrzewać. Nie straszne jej zawirowania, sprzeczki, bo oboje wiedzą, że to się zdarza. Nikt się nie dąsa z byle powodu,  urazy się wygładza, a nie chowa na później . Kolejna zmarszczka nie powoduje kołatania serca, a nawet człek dostrzeże jej urok, bo to zdobyta niczym chwalebna blizna we wspólnym boju:).
Bliskość o wiele większą da się zbudować  przy dobrych chęciach,a  intencje tez czystsze, bo już żadna ruda na koloniach tak szybko go nie poderwie jak wtedy gdy był młokosem. On już za stary na takie fanaberie i nie dlatego za stary, że już nie ma siły , ale po prostu za mądry i za bardzo cenią oboje swoją miłości szanują to co im się zdarzyło.
Nie ujmuję prawdziwości nastoletniemu zakochaniu. To właśnie czyste uczucia, które pozwalają  na pisanie najpiękniejszych wyznań, na poświęcenie, oddanie, na deklaracje jakich już być może później nie powtórzymy.
A pamiętacie Państwo Jana Serce:)? Czyż w swoich poszukiwaniach miłości nie jest naiwny, niewinny jak młody chłopak? Jest w nim ciągle ta świeżość, otwartość i gotowość do dawania pełnymi garściami. Myślę,że w tym jest recepta i lekarstwo, nie po kropelce:),ale garściami:P. Przecież właśnie to nas urzeka w miłości, że jest burzliwa, szalona, nieokiełznana i że widzimy jak się umacnia z dnia na dzień , jak dojrzewa.
kunegunda?
kunegunda_small

Nastolatki zakochują się szaleńczo i bez opamiętania. On gotów jest wystawać godzinami pod jej oknem, wyda ostatnie zaskórniaki na bukiecik niezapominajek i narazi się na burę w doku za spóźnienie, żeby tylko ukochaną odstawić pod dom.

Ona popełni dla niego niejedno głupstwo, będzie pieczołowicie przechowywać jego listy  i sterczeć godzinami przy oknie, żeby zobaczyć go choćby z daleka. Zakochanym nastolatkom wydaje się,że świat i przyszłość do nich należą. Chcą  i przenoszą góry, budują zamki. I co z tego, że  na ogół na piasku:)? Piękne prawda? Piękne  i powtarzalne:), nawet 20 lat później. Jeśli tylko nie wystudzimy serca, nie pozwolimy , żeby nam zmąciły czystość uczuć złe doświadczenia to możemy jako ludzie dojrzali kochać już o wiele mądrzej, rozumniej, ale równie gorąco i obłędnie:). Te pierwsze  porywy serca, niepokój, oddanie, poświęcenie  są  wzruszające, ale niestety na ogół nie mają jeszcze wielu narzędzi, które pozwolą pielęgnować  uczucia i przetrwać  długie lata. W większości przypadków kraksa nieunikniona i nie da się od pierwszego zakochania doczekać szczęśliwie do grobowej deski. Pierwsza sprzeczka, jakaś niepewność czy  jedne wakacje w rozłące potrafią skutecznie wyleczyć zakochanych.

Czytaj więcej...