Kamienny sen.

Kamienny sen.
Głupia sprawa z ta narkozą:). Niby już przechodziłam i jakoś zawsze się budziłam:). Mam  szczery zamiar i teraz:),ale zawsze  łyso. Człowiek chodzi, śpiewa , tańczy, recytuje,a tu na moment mu odłączą kabelek, przekręca pstryczek i nie ma,a potem odkręcą w drugą stronę i już jest:). Czary - mary:).
No nie, żeby to jakoś metafizyczne było, tylko czysta medycyna, ale dla mózgu nie do objęcia. Zwłaszcza dla tego usypianego. Z usypianiem  to nie ma wiele wspólnego, żadne  aaa, kotki dwa. Ledwo powiedzą, że zaczynają  a już światło wyłączone:). Nie zdąży człowiek zaplanować co po obudzeniu i już jest  wśród żywych.
Jak budzą to się wydaje, że dopiero usypiają, bo głupi mózg ma wycięty kawałek życiorysu i nie zaliczył tego spania. A oni mówią - niczym ta pani będąca niegdyś młodą lekarką - :) , że już po wszystkiem:).
Ja tam im ufam, że jak uśpią to i obudzą:). Jak się czasem omsknie, bo nie doważą lub coś się posmytra, to już ryzyko zawodowe, a i pacjent podpisał, że się zgadza. No zgadza się. Nawet u kosmetyczki jak  laserem coś robią to  trzeba złożyć cyrograf, że się wie co robi i co może  z tego wyjść lub co może nie wyjść:). Medycyna u nas zaawansowana i takie usypianie to dziś  nie żadne aj-waj, a jednak jakoś tak mi na duszy dziwnie:).
No, ale przecież nie o mnie miało być:). Jeden znajomy anestezjolog z bardzo cywilizowanego zachodu mówił mi, że na kilkanaście lat praktyki wszyscy pacjenci mu się zdyscyplinowanie budzili. Jedna pani tylko zeszła, bo była w stanie ogólnie ciężkim, po wypadku, a i  wiek był mocno zaawansowany.
Jak rozmawiałam z jednym takim anestezjologiem to mówił,ze u nich dają bardzo przyjemny rodzaj narkotyku, który pacjenci sobie bardzo chwalą, bo daje miłe stany. no na zdrowy rozum to jak kogoś tną to raczej nie ma go wśród operowanych , wiec i miłych stanów tez nie ma.
Statystycznie bardzo dużo się budzi:), no można zaryzykować stwierdzenie, że niemal wszyscy. Jak się ktoś nie obudzi to zaraz robią o tym reportaż. Z natury rzeczy jednak budzą się i to nawet nadprogramowo:). Okazało się bowiem, że z tymi lekami anestetykami to jest tak, że za dużo nie można ,bo pacjent kipnie,ale jak lekarz nie dobawi tyle co trzeba, to tez nie klawo. Biega o to, że czasem pacjent za -płytko "śpi". Niby wszystko w porządku pacjent zwiotczały , leży jak neptek, ani dychu ani słychu, jeno mózg jego pracuje,a nie powinien aż na takich obrotach.
Niektórzy pacjenci uskarżali się, że coś tam pamiętali z przebiegu akcji, że próbowali mówić, krzyczeć, mrugnąć okiem:), że jednak oni są tutaj, a tu nic:)! Zero odzewu:). Nie dało się dać znaku,ze się współuczestniczy dalej w rzeczywistości:).
Początkowo brano to za historie typu "nie z tej ziemi" lub "pan  zdał, a pani się zdawało":). Z czasem jednak dano wiarę tym opowieściom i zaczęto szukać w czym rzecz. Okazało się, że żeby tak wszystko było cacy to powinno się też w czasie operacji monitorować, oprócz pracy serca,  pracę mózgu. No jasne koszt to  horrendalny, żeby  do każdej sali operacyjnej dodać jeszcze  aparat do EEG i jakiegoś magika ,co go będzie czytał. Koszt jest,ale dla spokojności ducha wszystkich tak (podobno) powinno być. Wypadki z lekko drzemiącymi pacjentami zdarzają się sporadycznie, ale jak już to wcale nie jest im do śmiechu i wspominają to jako koszmar. Na razie w Polsce nie ma odgórnego zarządzenia , żeby patrzeć jak bardzo śpi mózg pacjenta i pewnikiem jeszcze nie prędko tak będzie.
Można się cieszyć, że jednak dano wiarę relacjom pacjentów i doszukano się przyczyny. Niestety martwi to, że lekarze zdają się mieć monopol na wiedzę i zawsze autorytatywnie stwierdzają co jest, czego nie ma i co będzie. Życie czasem to weryfikuje:), szkoda tylko, że zawsze my pacjenci musimy odczekać:).
kunegunda :)
Głupia sprawa z ta narkozą:). Niby już przechodziłam i jakoś zawsze się budziłam:). Mam  szczery zamiar i teraz:),ale zawsze  łyso. Człowiek chodzi, śpiewa , tańczy, recytuje,a tu na moment mu odłączą kabelek, przekręca pstryczek i nie ma,a potem odkręcą w drugą stronę i już jest:). Czary - mary:). No nie, żeby to jakoś metafizyczne było, tylko czysta medycyna, ale dla mózgu nie do objęcia. Zwłaszcza dla tego usypianego. Z usypianiem  to nie ma wiele wspólnego, żadne  aaa, kotki dwa. Ledwo powiedzą, że zaczynają  a już światło wyłączone:). Nie zdąży człowiek zaplanować co po obudzeniu i już jest  wśród żywych. Jak budzą to się wydaje, że dopiero usypiają, bo głupi mózg ma wycięty kawałek życiorysu i nie zaliczył tego spania. A oni mówią - niczym ta pani będąca niegdyś młodą lekarką - :) , że już po wszystkiem:).
Czytaj więcej...

Przegląd generalny

Każdy kierowca samochodu pamięta o przeglądzie technicznym, a nawet jak zapomni to mu  kontrola drogowa skutecznie uzmysłowi brak badań. Dbamy o sprzęty domowe,  przecieramy meble,  sypiemy calgon, modernizujemy komputery i cieszymy się, że ktoś przegląda samoloty, którymi latami. A co z nami, kto z nami pójdzie na przegląd? Jak się skończyło 18 lat to trzeba samemu się za ucho doprowadzić. Teoria mówi, że po 40 trzeba się badać, badać  i jeszcze raz badać. Panie zapraszamy na mammografię, panów na badania PSA:) czyli prostaty, a wszystkich na kolonoskopię. Zaleca się też okresowe badania profilaktyczne na cholesterol, cukier, rtg, usg, ekg:)...itd. Naturalnie samo badanie poziomu cukru nie gwarantuje zdrowia i wszystkie te badania to nie jeszcze nie cała gama tego, co nam oferuje medycyna w profilaktyce i wczesnym wykrywaniu chorób, ale chociaż tyle warto robić dla swojego własnego spokoju.

Czytaj więcej...

Po pierwsze nie szkodzić:)?

Dziennie 5 Polek umiera na raka szyjki macicy. Statystyki podają, że co 500 kobieta ma raka piersi. Mało i dużo. Jak dodać raka jelita grubego, raka szyjki macicy, raka płuc  i kilka innych nowotworów to widać jasno jak na dłoni, że trzeba się badać, badać i jeszcze raz badać. Samo oglądanie reklam i wiedza ogólna nic nie dadzą, jeśli same potulnie nie siądziemy w kolejce przed gabinetem. No to usiadłam po raz setny:). Przyszła moja kolej i co? Ano nie ma co liczyć, żebyśmy się zbadali. Zasłużyłam jedynie na usg, bo skoro ktoś ma ze sobą plik badań z ostatnich miesięcy to przecież nic nowego się nie wykluło:). A jednak:), tym razem usg wykazuje, że cosik tam jest. Jakoś dziurawe to lekarskie sito. 

Czytaj więcej...

Blaski życia czterdziestolatki

Kiedy kobieta dobiega do 40-tki najchętniej uczepiłaby się z całej siły framugi i nigdy nie puściła, żeby nie przejść na tamta stronę ...cienia(?). Kiedy jednak pierwsza panika mija okazuje się, że bycie po 40-tce ma wiele zalet i wnosi pewien spokój w życie. Często dopiero ta magiczna liczba otwiera duszę i ciało:) kobiety na uroki życia. Oddycha spokojniej, jest bardziej asertywna, lepiej mierzy siły na zamiary i nareszcie wie, że druga kobieta może być jej sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. Mężczyzna czterdziestoletni odbierany jest jako facet w sile wieku, dojrzały, "ustawiony", rozumny i doświadczony. Wiek balzakowski może być dla kobiety także dobrodziejstwem a nie początkiem końca:). Kobieta po 40-tce ma za sobą większość rozterek. Wie już sporo o życiu i o mężczyznach. Wie, że mądry nie równa się dobry, a  przystojny nie idzie zawsze w parze z czułym. Nie leci na lep słodkich słów tylko obserwuje i wyciąga wnioski. Nie przysięga juz tak łatwo, że tylko ten i na zawsze, a jak już to wie dlaczego.

Czytaj więcej...

Toksyczna matka

Gdyby zechciała zrozumieć, że mnie całe życie rani i trzyma na smyczy... Niestety moja mama ciągle ma do mnie o coś pretensję, odpytuje mnie i przepytuje co zrobiłam, a czego nie i czy o wszystkim pamiętam. Jakbym nie umiała samodzielnie oddychać. Obraża się i dąsa, jeśli nie słucham jej "rad", które mają podtekst: życzę sobie, żebyś tak zrobiła, wtedy będziesz cacy. Brakuje mi matki, która stoi po mojej stronie rano, wieczór i w południe, jest ciepłym przyjacielem, a nie strofującym cerberem, który nieustannie ocenia i straszy, jakie to ja kłopoty mogę mieć w życiu. Brakuje mi tego, że nie tylko deklaruje pomoc, ale ją daje , tak normalnie, na co dzień. Może gdyby się nie wtrącała co 30 sekund w moje życie nie rościłabym sobie praw do takiej pomocy, bo wiedziałabym, że każda z nas żyje własnym życiem. Tak na pewno byłoby zdrowiej

Czytaj więcej...

Nie pora umierać.

Nie pora umierać.
Mój tata umarł w wieku 79 lat i nigdy nie był dla mnie  i chyba także dla innych staruszkiem. Miał szczęście być sprawny intelektualnie i fizycznie, równym krokiem wbiegaliśmy po schodach i co rano robił pompki, gimnastykował się. Do końca był bystrzachą:), pełnym poczucia humoru, apetytu na życie i zawsze interesował się tym co dookoła. Mimo zmarszczek i siwych włosów zachował w twarzy coś młodzieńczego, świeżego i do łba by mi nie przyszło uważać go za starca:). Myślę, że granica starości baaardzo się przesunęła i o ile kiedyś 40- letni ludzie bywali niemal sędziwymi starcami to dziś 70-latkowie mogą cieszyć się pełnią życia, są aktywni, atrakcyjni i wcale im jeszcze nie pora umierać:). A propos "Pora umierać" , polecam film, mądry, ciepły , klimatyczny, zabawny.
Moja mama za to postanowiła już dawno temu  przyoblec wdzianko staruszki. No zawzięta w tej kwestii niemożebnie:). Od lat słyszę, że nie wypada już jej odsłaniać ramion, musi zasłaniać  pomarszczoną szyję i na domiar wszystkiego zamiast ćwiczyć własne ciało uzbroiła się w laskę. No ręce opadają, bo tak Bogiem ,a prawdą to bez tej laski też by śmigała, ale wmówiła sobie niepewny krok.
W ramach buntu przestała farbować włosy z twarzowego blondu i epatuje mnie szpakowatością. Okrutna kobieta:):):). No  natura jednak jej spłatała figla, bo przez telefon wciąż ma dziarski głos, ba prawie młodzieńczy:) a umysł przytomny. Na dodatek wzrok sokoli, bo od operacji zaćmy widzi paproszek z 5 metrów.
Kwestia wyboru.  Jej się już nie chce brać za bary z życiem, ciągle powtarza, że ludzie się wykruszają, że "biorą już z jej półki". Tyle, że mamusia nie zalega na żadnej półce i ma w środku tyle wigoru, że niechby ktoś jej zechciał wieczko trumienki przytrzasnąć to by mu dała popalić:). Biega na spotkania, czyta jak oszalała co w rękę w padnie, tu odsłoni jakąś tablicę , tam poleci na jakiś odczyt. Latem wycieczki do lasu, spacery w ogrodzie botanicznym, sylwester przetańczony, no to czego chcieć więcej. Owszem złorzeczy, że już niedajełos razbieratsa i ubieratsa, ale chyba w gruncie rzeczy się cieszy, że jednka epicentrum życia jest ciągle tam gdzie ona i nie podzieliła losów samotnych starszych ludzi snujących sie po korytarzach domów spokojnej czy jak tam zwą pogodnej starości.
Ja tam jej nie każę mamie latać w jeansach i fioletowych miniówkach, ale gdyby się z łaski swojej przebrała za 60-latkę i dała się po mojemu umalować to by jej 10 lat ubyło. Ale nie... nie, ona się starzeje z tak zwaną godnością... widocznie obawia się, że setki nie dożyje i nie odegra jeszcze ostatniej roli w bujanym fotelu i z robótką ręczną w garści.
Raz na 10 razy sama z siebie ubierze się po ludzku i po batalii stoczonej przed lustrem da wysmarować podkładem,  przytuszować siwiznę brwi  i przedłużyć rzęsy. Jej 83 letni adorator wtedy  patrzy zachwycony i komplementuje. Zresztą i tak powiada często jej składając pocałunki na rękach, że coraz piękniejsza. Mój domowy zakapior odburkuje wtedy, że to on z dnia na dzień ma coraz gorszy wzrok:). No komy nie z tej ziemi. Diabeł wcielony z tej matki:).
Jasne, że tu ją boli, tam strzyka i wszystko robi wolniej niż 30 lat temu, ale ja ją znam:) i wbrew jej woli każę jej się trzymać pazurami życia. Nie raz przyparta do muru była wstanie wyskoczyć w 15 minut z łóżka, wyrychtować się na tip-top i brylować w towarzystwie. Dlatego szturcham ją ciągle patyczkiem i zabraniam zamykać się w skorupie staruszki. Wiem, że dam radę ją jeszcze do niejednego zmobilizować. Dlatego pomstuje często:), że nie chcę dostrzec, że stara, niedołężna, że nie ma siły, a ja  macham na to ręką  i bombarduję ją  nowymi słowami zaczerpniętymi ze świata:), każę odkładać laskę i rozdziewam z co bardziej babciowatych ciuchów. Nie ma pomiłuj jak się ma 40 lat młodszą córkę:). Na chorowanie  i boleści zawsze jeszcze zostanie jakiś margines, oby jak najmniejszy. Howk.
kunegunda :)
Mój tata umarł w wieku 79 lat i nigdy nie był dla mnie  i chyba także dla innych staruszkiem. Miał szczęście być sprawny intelektualnie i fizycznie, równym krokiem wbiegaliśmy po schodach i co rano robił pompki, gimnastykował się. Do końca był bystrzachą:), pełnym poczucia humoru, apetytu na życie i zawsze interesował się tym co dookoła. Mimo zmarszczek i siwych włosów zachował w twarzy coś młodzieńczego, świeżego i do łba by mi nie przyszło uważać go za starca:). Myślę, że granica starości baaardzo się przesunęła i o ile kiedyś 40- letni ludzie bywali niemal sędziwymi starcami to dziś 70-latkowie mogą cieszyć się pełnią życia, są aktywni, atrakcyjni i wcale im jeszcze nie pora umierać:). A propos "Pora umierać" , polecam film, mądry, ciepły , klimatyczny, zabawny.
Czytaj więcej...

J. Kamyczek. Można? Można.

J. Kamyczek. Można? Można.
Ani cierpliwość ani uprzejmość nie są naszą najmocniejszą stroną. Odzwyczailiśmy się od kolejek i 5 osób w kolejce na stacji benzynowej czy długi przedweekendowy wąż przed kasą w supermarkecie wprowadza nas w stan irytacji. Wiercimy się niecierpliwie w kolejkach, wzdychamy, wznosimy oczy do nieba i całym swoim jestestwem manifestujemy, że lada moment możemy eksplodować.
Niech no ktoś wytrąci  jakąś uwagę to z tego napięcia - kiedy całą mocą staramy się nie wybuchnąć - to nie ma siły, większość odburknie i będzie szukać "chłopca do bicia", żeby rozładować narastający stres.
Uliczny korek to też kipiące nerwy, ledwie trzymane na wodzy. W samochodzie aż wrze.  Gorąco, wszystko stoi i perspektywa znana: przyjdzie nam tu jeszcze ze 20 minut się poślimaczyć. Nad teleportacją jeszcze w NASA pracują, więc nie ma lekko. Na zdrowy rozum należałoby przecierpieć. Ale nie:)... nie ma tak prosto. Człowiek jest tylko człowiekiem i jak nie ulży sobie na klaksonie lub nie świśnie w powietrze jakimś baranem i kretynem, to niechybnie przyczyni się do pogorszenia atmosfery współpasażerów.
Wentylem bezpieczeństwa bywają autobusy, bo pasażerowie mogą sobie w grupie poutyskiwać i  na gorąco omówić drążące ich problemy. Przepustowość dróg i znajomość "zielonej fali" wśród drogowców  będą obiektem kpin i jadowitych uwag pasażerów i dzięki temu wszyscy wysiądą nieco łagodniejsi:). Sama nie raz czułam jak mi pokrywka skacze, bo utknęłam w środku miasta, a już od 30 minut nie ma mnie w pracy. Bezsilność budzi agresję i trzeba wyjść z siebie , stanąć obok, żeby zrozumieć, że psucie krwi nikomu nic nie pomoże.
Uprzejmość nie tylko szwankuje, ale nawet chętnie mości miejsce dla mściwości. A to ktoś komuś zajedzie łaskawie drogę  i jeszcze go z pół kilometra przetrzyma, bo po kiego pacan jechał od 2 wsi sześćdziesiątką? Ulicznych ORMO-wców nowego typu nie brakuje. Gotowi nauczać , pouczać.  Jakiś mądrala zaparkował na chodniku tak, że trzeba brzuch wciągać? A to  drugi , taki sam "mundry" społecznik-ormowiec  chętnie nauczy moresu gwoździem na lakierze.
Obywatel-porządniś zwrócił uwagę właścicielowi na "kupkającego" psa, że może trzeba potem posprzątać? A to właściciel w pogotowiu ma albo coś mocnego albo wykręt, że nikt nie sprząta. No argument z grubej rury. A już nie daj Boże , zwrócić uwagę, że papierków po gumie, petów itd.  nie należy "bach" na chodnik, gdzie popadnie... Albo nawracany zbaranieje albo od baranów nawsadza, ale na pewno za Hindusa nie podniesie, bo to mu nie w honor, żeby go ktoś jak sztubaka za ucho tak słowem tarmosił.
Potrąceni przez przechodnia, machinalnie nie bąkniemy przepraszam, bo przecież zarejestrowaliśmy własnymi receptorami, że to nas szturchnięto. No to pełne prawo pana na zagrodzie warknąć : Mógłby pan uważać! To tylko jak jakiś muł przepraszam jak mnie ktoś szturchnie niechcący, ale mi z tym wygodniej ina pewno pogodniej. Nie rozważam potem arbitralnie, kto winny tylko lecę dalej.
Jak 2x2  zaraz ktoś poda usłużnie przykład kierowcy, co pieszemu bielutki płaszczyk na wiosne obtegował:)  przejeżdżając z impetem przez kałużę na pasach. Wiem, sama przerabiałam. Ale z któregoś końca tego kłebka trzeba zacząć, więc pomyslałam, że ideałem byłoby zatrzymać się, przeprosić i zaproponować pranie  płaszcza. A ja bym wtedy wspaniałomyslnie:) odstapiła od zemsty:). Chyba...:P
Zdawać by się mogło, że kabaretowe" Czego...pani sobie życzy" powinno odejść do lamusa razem z PRL-em. Nic bardziej mylnego, ono sobie dycha i ma się dobrze. Są firmy, które z urzędu dbają o wizerunek firmy i "tresują" pracowników w życzeniu miłego dnia i dziękowaniu, że klient był łaskaw poczekać, ale w wielu jeszcze obsługa zależy od pogody i nastroju. Nie zawsze działa odbić lustrzanych, że jak klient miły to sprzedawca też.  Najfajniejsze są uwagi w stylu, nie można szybciej, albo nie widzi pani, że... I to bez zbędnych wstępów, ani dzień dobry ani buzi-buzi tylko od razu do rzeczy:..przecież widzi pani, że... Niby bzdet i niewielkie grubiaństwo, ale jednak nie są to bardzo pokojowe wstępy do konwersacji:).
Nie umiemy być uśmiechnięci i pogodni. Nie wiem czy nam głupio jechać w autobusie i paradować po ulicy z błogostanem na twarzy czy to wyraz ducha w narodzie, który nijak nie chce dać się przekonać, że jednak ma się z  czego cieszyć i, że życie nawet:) w Polsce nie jest jak koszulka dziecka:P...
kunegunda :)
Ani cierpliwość ani uprzejmość nie są naszą najmocniejszą stroną. Odzwyczailiśmy się od kolejek i 5 osób w kolejce na stacji benzynowej czy długi przedweekendowy wąż przed kasą w supermarkecie wprowadza nas w stan irytacji. Wiercimy się niecierpliwie w kolejkach, wzdychamy, wznosimy oczy do nieba i całym swoim jestestwem manifestujemy, że lada moment możemy eksplodować. Niech no ktoś wytrąci  jakąś uwagę to z tego napięcia - kiedy całą mocą staramy się nie wybuchnąć - to nie ma siły, większość odburknie i będzie szukać "chłopca do bicia", żeby rozładować narastający stres. Uliczny korek to też kipiące nerwy, ledwie trzymane na wodzy. W samochodzie aż wrze.  Gorąco, wszystko stoi i perspektywa znana: przyjdzie nam tu jeszcze ze 20 minut się poślimaczyć. Nad teleportacją jeszcze w NASA pracują, więc nie ma lekko. Na zdrowy rozum należałoby przecierpieć. Ale nie:)... nie ma tak prosto. Człowiek jest tylko człowiekiem i jak nie ulży sobie na klaksonie lub nie świśnie w powietrze jakimś baranem i kretynem, to niechybnie przyczyni się do pogorszenia atmosfery współpasażerów.
Czytaj więcej...

Starość nie radość

Starość nie radość.
Podobno człowiek stary czuje się tak jakby miał złe okulary, za ciężki płaszcz, za duże buty. Pożyjemy zobaczymy:).
Marek Niedźwiedzki powiedział kiedyś, że wszyscy chcą długo żyć, ale nikt nie chce być stary. Albo rybki ... Ja tam myślę, że może nie będzie bardzo różowo, ale jednak wesołe mogłoby być życie staruszka...gdyby... reszta społeczeństwa trochę odpuściła i wyłagodniała.
W obronie dzieci stanie nie jeden obywatel, ale w obronie starca w wyświechtanym płaszczu z siatką z 1967 to już raczej mało kto. Zresztą  taki starszy człowiek już wie jaka jego rola, że ma się rozpłynąć w szarym tłumie  i przede wszystkim nie zawadzać.
Jakoś wszyscy łykamy to, że starsi ludzie muszą się wtopić w tłum, stać niewidzialni i jak się nie jest Michaliną Wisłocką czy Jerzym Waldorfem to psa z kulawą nogą  nie zainteresuje co się ma do powiedzenia. Domownicy mają swoje sprawy i żyją w tempie światła ,a na ulicy łatwiej zagadać i uśmiechnąć się do kogoś kto tryska życiem i energią .
Podobno:) dawniej ludziom starszym należny był szacunek. Jakoś tego szacunku teraz nie widać gdy zniecierpliwiona kasjerka  bębni palcami po taśmie, bo ktoś starszy nie poupychał jeszcze swoich zakupów. W szpitalu też personel odnosi się do staruszków tylko jak musi:), a jak już musi to bywa, że na ty lub per babciu czy dziadku. No to musi się ten staruszek nie posiadać z radości, że nagle  z poważanego profesora chirurgii  stał się zwykłym Mieciem  poszturchiwanym, ruganym, którego nikt nie bierze na serio.
Ludzie starzy nie budzą instynktów opiekuńczych. Nieporadni, czasem zdezorientowani, zagubieni, może zawstydzeni, nie bawią nas tym tak jak małe dzieci. Dzieci wywołują ciepły uśmiech i tkliwość, bo nas rozczulają swoją nieporadnością i nieudolnością. Praw dżungli pan nie zmienisz...
Starcy  to my. Trywialne stwierdzenie? Tak, ale nie takie znowu nieprawdziwe:).  To my tylko w innych "ubrankach". Każdy z nas -no prawie:) każdy - przejdzie całą ścieżkę, wiec nie ma powodu, żebyśmy nie byli dobrzy i łaskawi:) sami dla siebie. Starzy ludzie nie tak  różnią się od  własnych, wcześniejszych  wersji. Starzeją się ich ciała, ubrania, nie nadążają za nowinkami technicznymi, bywają czasem przygaszeni doświadczeniami, zgorzkniali czy "umęczliwi". Rażą nas pomarszczone ciała na plaży, bezzębni staruszkowie w szpitalach, czasem przybrudzone ubrania i ich niemodny krój. Ale czy to grzech, że czasem ktoś nie dowidzi, że spodnie już wyświecone na lewą stronę lub nie stać go na sweter z Haemu:):). Ciekawe jak zmieniłoby się nasze nastawienie  gdybyśmy wszyscy byli niewidomi?
Natura jest jednakowa, ale my okrutni jesteśmy tylko dla ludzi. Młode drzewa są wiotkie, gładkie, a  stare mają chropowatą,  twardą korę, ale to na mnie wadzi:).  Niestety trzeba się dopiero samemu zestarzeć, żeby pojąć, że to trudne, ale bywa, że dobre i piękne doświadczenie.
Jest taka piękna i mądra piosenka , niestety nie pamiętam jej tytułu: wybaczcie im, wybaczcie im  ich skulone ramiona, ich zgaszony wzrok..." No to może jednak byśmy tak wybaczyli?
kunegunda :)
Podobno człowiek stary czuje się tak jakby miał złe okulary, za ciężki płaszcz, za duże buty. Pożyjemy zobaczymy:).
Marek Niedźwiedzki powiedział kiedyś, że wszyscy chcą długo żyć, ale nikt nie chce być stary. Albo rybki ... Ja tam myślę, że może nie będzie bardzo różowo, ale jednak wesołe mogłoby być życie staruszka...gdyby... reszta społeczeństwa trochę odpuściła i wyłagodniała. W obronie dzieci stanie nie jeden obywatel, ale w obronie starca w wyświechtanym płaszczu z siatką z 1967 to już raczej mało kto. Zresztą  taki starszy człowiek już wie jaka jego rola, że ma się rozpłynąć w szarym tłumie  i przede wszystkim nie zawadzać. Jakoś wszyscy łykamy to, że starsi ludzie muszą się wtopić w tłum, stać niewidzialni i jak się nie jest Michaliną Wisłocką czy Jerzym Waldorfem to psa z kulawą nogą  nie zainteresuje co się ma do powiedzenia.
Czytaj więcej...

Palący problem

Palący problem
Żeby szlag to trafił z tym paleniem! Diabli nadali lub sama nadałam. Wpadłam jak stary narkoman na odwyku. 15 lat niepalenia poszło... z dymem:). Wiedziałam, że nie mogę wziąć papierosa do ręki. Ani śmierć ojca ani żaden inny stres nie powodował, że chciałam sięgnąć po papierosa. Sięgnęłam ze zwykłej głupoty, bo już wiedziałam, że nie palę.
Najgorsi są neofici, więc i ja chciałam cały świat nawrócić na niepalenie, serce mi się krajało, że ktoś robi sobie takie kuku. W kawiarni siadałam zawsze w miejscach dla niepalących i pomstowałam na palaczy rzucających kiepy gdzie popadnie.
No dobrze, ale co dalej? Trzeba rzucić, pierwszy papieros nie smakował, zresztą wypaliłam z paczkę  przez pierwszy tydzień nie zaciągając się. Taki gieroj ze mnie, aż w końcu wpadło mi do pustego łba i pierwsze sztachnięcie było jak sztylet w płuca. Sama się zdziwiłam jak mi się to kiedyś udawało.  No, a potem  poszło...gładko. Po kilku dniach wmawiałam sobie, że to taki epizod i że zaraz wakacyjne palenie się skończy. Się to samo nic nie robi. Indoktrynowałam się potwornymi zdjęciami oskrzeli i płuc tych, co już zeszli "na palenie". Polecam, wygląda jak zepsuty mielony. Nie poskutkowało. No jakiś skutek był ,nawet natychmiastowy, ale deczko w drugą stronę. Pierwsze przeziębienie przeszło w zapalenie oskrzeli i potem początek zapalenia płuc. W nocy obudziłam się z dusznościami. Ja załamana własną niefrasobliwością . Znajomi też podłamani, że wszystko w niwecz. Strach, że się źle skończy i...nic palę dalej. Mało tego! Koleżanka chcąca odwieść mnie od palenia spędziła ze mną cały dzień  przy łożu płucnej boleści, żebym rzuciła. Pilnowała mnie cały dzień . Obdarowała pękatym bukietem pięknych róż. Zagadywała mnie cały dzień, żebym nie myślała o paleniu, pobiegła, żeby wypożyczyć film i prawie utuliła do snu. Nie paliłam 3 dni i byłam pewna, że już po krzyku. Kiosk stanął mi na drodze z pracy do domu i na abarot to samo. ..niczym we fraszce "O doktorze Hiszpanie" : doktor nie puścił, ale drzwi puściły:).
Na razie nic nie poskutkowało, ani publiczne wyzwania na blogu:)  :
Paliłam wiele lat ,z radością i bez umna:). Udało się rzucić ,choć był oto nieprawdopodobne i... okazało się ,że zawirowania, smutek, brak nadziei na poprawę sytuacji  prowadzą u tak maluczkiego człowieka jak ja do autodestrukcji... i palenia. Kompletne wariactwo odcinać sobie płuca gdy  się wie co to za koszmar, gdy się  ma za sobą lata jedzenia sałaty,  trawy:) wszystkiego co kolorowe ,apetyczne, pachnące, lata zmagania ze sobą ,żeby było zdrowo, żeby wywalczyć  kilka lat na mecie więcej.  Idiotyzm kompletny i ratuj się kto może, póki może...
ani pomoc znajomych. Jak nie rzucę to jestem kretyn:).
kunegunda :)
Żeby szlag to trafił z tym paleniem! Diabli nadali lub sama nadałam. Wpadłam jak stary narkoman na odwyku. 15 lat niepalenia poszło... z dymem:). Wiedziałam, że nie mogę wziąć papierosa do ręki. Ani śmierć ojca ani żaden inny stres nie powodował, że chciałam sięgnąć po papierosa. Sięgnęłam ze zwykłej głupoty, bo już wiedziałam, że nie palę. Najgorsi są neofici, więc i ja chciałam cały świat nawrócić na niepalenie, serce mi się krajało, że ktoś robi sobie takie kuku. W kawiarni siadałam zawsze w miejscach dla niepalących i pomstowałam na palaczy rzucających kiepy gdzie popadnie. No dobrze, ale co dalej? Trzeba rzucić, pierwszy papieros nie smakował, zresztą wypaliłam z paczkę  przez pierwszy tydzień nie zaciągając się. Taki gieroj ze mnie, aż w końcu wpadło mi do pustego łba i pierwsze sztachnięcie było jak sztylet w płuca. Sama się zdziwiłam jak mi się to kiedyś udawało.  
Czytaj więcej...

O Wszyscy Święci :) !

O Wszyscy Święci :) !
1listopada, czasem maraton od cmentarza do cmentarza, niemal z obłędem w oczach, żeby odfajkować i „zaliczyć” każdą bazę. Jedni po prostu idą spokojnie bo wykorzystują ten dzień na spotkanie z rodziną i jeszcze wcale nie mają tak wiele grobów do dowiedzenia,  inni pędzą pokrzykując na ociągające się dzieci. Swoista parada żyjących. Każdy na innym etapie życia, wszyscy tego dnia wezwani do zastanowienia, do pamięci. Może trzeba ten dzień traktować bardziej symbolicznie i nie dawać się wciągnąć w machinę .Może wystarczy po prostu być na cmentarzu,  przejść się tak, żeby nie pogubić myśli i wieczorem posiedzieć na spokojnie przy herbacie.
Czy nam przeszkadza, że wszystko skomercjalizowane? Chyba nie ,bo to też z czasem stało się stałym elementem , otoczką ,którą akceptujemy, nawet jak czasem zbyt głośna i barwna.
Kolorowe stragany jak na odpuście, każdy chce zarobić , no przede wszystkim ten co utrafił dobrze z kwitnieniem chryzantem. Sprzedawcy obwarzanków, pańskiej skórki, orzeszków...wszyscy czekają na ten dzień. Wieczorem pobojowisko, dziesiątki kartonów , wstążek. Ale pewnie wszyscy i tak po cichu marzą ,żeby kiedyś obchodzić ten dzień na spokojnie , żeby po prostu przespacerować się bez stresu, że jutro do pracy i zwyczajnie zastanowić nad przemijaniem. Lubię ten dzień , tą atmosferę, choć pewnie wiele dałoby się skrytykować, ale przecież jest też pod tymi kolorowymi szkiełkami, kokardkami  jakieś dostojeństwo i nawet jak  pędzimy na oślep to gdzieś tam w środku jesteśmy uroczyści.
Może wieczorem spacer pozwoli dopiero na oddech i taka zadumę w milczeniu. Ciemno, ostatnie niedobitki spacerują alejkami,  mam czas ,w końcu wszystko jedno gdzie jesteśmy ważne, że myślimy , że się zatrzymamy. Ważne, że mamy z kim iść pod rękę, że to jeszcze nie takie ostatnie samotne spacery, jeszcze kawał przed nami... Często myślę  o tych, którzy nie mają z kim iść na cmentarz albo nie mają już siły i tylko gdzieś w domu wzruszą się słuchając radia i dumając nad tym, że wszyscy im znani i bliscy już odeszli. Głupia sprawa...
kunegunda :)
kunegunda_small1 listopada, czasem maraton od cmentarza do cmentarza, niemal z obłędem w oczach, żeby odfajkować i „zaliczyć” każdą bazę. Jedni po prostu idą spokojnie bo wykorzystują ten dzień na spotkanie z rodziną i jeszcze wcale nie mają tak wiele grobów do dowiedzenia,  inni pędzą pokrzykując na ociągające się dzieci. Swoista parada żyjących. Każdy na innym etapie życia, wszyscy tego dnia wezwani do zastanowienia, do pamięci. Może trzeba ten dzień traktować bardziej symbolicznie i nie dawać się wciągnąć w machinę .Może wystarczy po prostu być na cmentarzu,  przejść się tak, żeby nie pogubić myśli i wieczorem posiedzieć na spokojnie przy herbacie. Czy nam przeszkadza, że wszystko skomercjalizowane? Chyba nie ,bo to też z czasem stało się stałym elementem , otoczką ,którą akceptujemy, nawet jak czasem zbyt głośna i barwna.
Czytaj więcej...