Operowanie zaćmy za granicą

Operowanie zaćmy za granicą, w ramach obowiązującej w Unii Europejskiej Dyrektywy Transgranicznej, nie jest dziś już żadnym zaskoczeniem. Coraz więcej osób decyduje się na tzw. turystykę medyczną i leczenie zaćmy w Czechach lub Niemczech głównie z powodu niekończących się kolejek w polskich klinikach i szpitalach. Sięgające często nawet 4 lat czasy oczekiwania na zabieg to jednak nie koniec zarzutów pacjentów wobec NFZ – bez możliwości wyboru rodzaju soczewki oraz przy kwalifikowaniu do zabiegu pacjentów z co najmniej 40% pogorszeniem się wzroku spowodowanym zaćmą wydaje się, że wyjazd jest dziś jedynym słusznym rozwiązaniem.

Mimo to w sieci i mediach nie maleje liczba opinii, jakoby leczenie zaćmy za granicą szkodziło NFZ i przyczyniało się do tak złej sytuacji pacjentów w Polsce. Ile prawdy jest w powtarzanych ślepo mitach i jak wyglądają fakty o leczeniu zaćmy za granicą?

Mit nr 1 – NFZ traci fundusze na Polaków wyjeżdżających leczyć zaćmę za granicą

Twierdzenie to mogłoby wydawać się pozornie prawdą. Pieniądze, które miałyby trafiać na leczenie pacjentów w Polsce trafiają jako refundacja dla tych, którzy zdecydowali się na leczenie za granicą. Niestety dla NFZ, taki zarzut w stronę dyrektywy transgranicznej jest całkowicie chybiony. W ramach dyrektywy NFZ musiał bowiem zabezpieczyć na poczet zabiegów zagranicznych określoną pulę pieniędzy, która według raportów wynosi około miliarda złotych. Według statystyk prowadzonych przez NIK, w ciągu kilku lat funkcjonowania dyrektywy w Polsce z kwoty tej ubyło jednak zaledwie kilkadziesiąt milionów. Według informacji podawanych przez kliniki działające na terenie Czech, z leczenia zaćmy korzysta tam około 10 tysięcy pacjentów rocznie, co przy oczekującej w Polsce grupie 500 tysięcy pacjentów jest naprawdę niewielką liczbą. Gdzie tu więc stracone fundusze?

Polskie szpitale na pewno nie tracą. Decyzja o przyznaniu dodatkowych funduszy dla konkretnego szpitala to tak naprawdę dobra wola NFZ, a nie kwestia zależna od budżetu przeznaczonego na leczenie zagraniczne. Co więcej, kolejki do specjalistów w polskich szpitalach są w tym momencie bardzo długie. Możliwość skorzystania z zabiegu za granicą pozwala odciążyć system, który w obecnej sytuacji nie jest w stanie odpowiedzieć na potrzeby pacjentów. Tendencja do długich kolejek będzie przy tym rosła -  mieszkańcy Polski to społeczeństwo starzejące się i już dziś liczba osób w potencjalnej grupie ryzyka zaćmy jest znacznie wyższa niż kilka lat temu. Pacjenci są oburzeni próbami blokowania przez NFZ wyjazdów za granicę – dla wielu z nich to jedyna szansa na uratowanie wzroku na czas!

Mit nr 2 – Operowani są ci, którzy zabiegu nie potrzebują

Będąc w temacie ratowania wzroku warto przypomnieć, że NFZ próbuje ograniczyć dostęp do leczenia zaćmy do pacjentów, którzy z powodu choroby doświadczyli pogorszenia się wzroku o co najmniej 40%. Głównym zarzutem w stronę klinik zagranicznych jest tu jednocześnie stwierdzenie, że leczone tam przypadki wcale nie wymagają jeszcze interwencji. To jednak kolejny przykład całkowitego mijania się z prawdą. Jak zauważa Waldemar Garwol, prezes polskiej kliniki mieszczącej się w czeskiej Ostravie, „trafiające do czeskich klinik przypadki to głównie zaćmy trudne, wymagające natychmiastowej reakcji”. Inni specjaliści czeskich klinik przyznają mu rację – niektórzy pacjenci są u nich na granicy utraty wzroku, a mimo to w kolejkach w Polsce przyszłoby im czekać kolejne kilka miesięcy, a nawet lat. W zagranicznych klinikach czas oczekiwania jest jednak znacznie krótszy i wynosi zaledwie miesiąc, a często nawet mniej. Pacjenci mogą więc poddać się leczeniu szybko i zamiast ryzykować pogorszenie wzroku, faktycznie odzyskać komfort codziennego funkcjonowania.

Fakt nr 1 – Pacjenci po zabiegu za granicą mają w cenie pełną opiekę

Choć raz po raz pojawiają się w mediach informacje o rzekomym braku opieki dla pacjentów operujących zaćmę za granicą, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Fakt, sytuacja wygląda tu inaczej niż w Polsce, gdzie pacjenci spędzają w szpitalu nawet kilka dni, jednak wszystko to ma bardzo logiczne wytłumaczenie – pacjenci po operacji usunięcia zaćmy nie potrzebują hospitalizacji! Dzięki nowoczesnej medycynie i mało inwazyjnej metodzie usuwania zmętniałej soczewki, pacjenci mogą opuścić klinikę jeszcze tego samego dnia. Nie oznacza to jednak, że pacjenci pozostawieni są za granicą sami sobie – pacjenci czeskich klinik mają po zabiegu zapewniony nocleg oraz badanie kontrolne następnego dnia. Co więcej, przez cały okres rekonwalescencji po zabiegu pacjent ma pełne prawo zwrócić się do kliniki ze wszystkimi wątpliwościami – w Polsce musiałby umówić się na wizytę do okulisty i czekać na nią często kilka tygodni.

Fakt nr 2 – Pełne wykorzystanie możliwości nowoczesnej medycyny

Jedynym pomijanym przez NFZ faktem odnośnie operowania zaćmy w Polsce jest fakt, że pacjenci otrzymują w ramach zabiegu najprostszy wariant soczewki wewnątrzgałkowej – bez filtrów UV, bez możliwości korekcji innych wad wzroku (takich jak astygmatyzm) oraz wymagającą dodatkowego wsparcia ze strony okularów korekcyjnych. Po standardowej soczewce wstawianej w ramach NFZ pacjent widzi do dali, albo bliży. Czeskie kliniki zapewniają tym czasem pełen dostęp do możliwości nowoczesnej medycyny. Astygmatycy mają więc szansę na tzw. soczewkę toryczną, a za pełen komfort widzenia odpowiadają tu soczewki multifokalne, wieloogniskowe, niemalże bezbłędnie imitujące naturalną fizykę optyczną oka. Pacjenci korzystający z dyrektywy transgranicznej otrzymują refundację kosztów soczewki podstawowej, a z własnej kieszeni dopłacają tylko różnicę do soczewki przez nich wybranej. To nie żaden problem, a wręcz udogodnienie na które w Polsce liczyć nie mogą.